Nowy Federer? Nie, Dimitrow

Rano zwycięstwo nad liderem rankingu światowego, wieczorem randka z Marią Szarapową. Tak na wielką scenę wchodzi Grigor Dimitrow.

Publikacja: 18.05.2013 01:02

Grigor Dimitrow ma 22 lata i na razie jest 26. w rankingu ATP. Cel na ten rok to awans do czołowej d

Grigor Dimitrow ma 22 lata i na razie jest 26. w rankingu ATP. Cel na ten rok to awans do czołowej dziesiątki.

Foto: AFP

Gdzieś daleko na południu Bułgarii, przy tureckiej granicy,  jest Chaskowo, miasteczko, w którym urodził się syn siatkarki i trenera tenisa,  pogromca Novaka Djokovicia, kandydat na następcę Rogera Federera. Dla rodaków ktoś, kogo mogą porównywać nawet z Christo Stoiczkowem, piłkarskim bohaterem narodowym, który dał reprezentacji półfinał mistrzostw świata w 1994 roku.

Mocny Bułgar w tenisie – tego wcześniej nie było, choć siostry Malejewe: Manuela, Katerina i Magdalena, zrobiły wiele, by pozostawić ślad w tym sporcie. Wśród mężczyzn rodacy Dimitrowa nie mieli kogo podziwiać. Przed młodzieńcem z Chaskowa tylko nieliczni wiedzieli, że kiedyś Orlin Stanojczew był 96. tenisistą rankingu ATP. A Grigor szedł jak taran: pierwszy junior świata (2008), pierwszy Bułgar, który zagrał w półfinale turnieju ATP (2012), pierwszy finalista (2013 w Brisbane), pierwszy, który pokonał rankingowego lidera.

Pod tymi osiągnięciami podpisują się dziś ojciec, który dał synowi pierwszą rakietę i nauczył podstaw gry (także pięknego jednoręcznego bekhendu) oraz trzy akademie tenisowe: w Barcelonie, Paryżu i Sztokholmie.

Do stolicy Katalonii Dimitrow pojechał, gdy miał 14 lat. Ćwiczył z Pato Alvarezem w akademii firmowanej znanymi w tenisie nazwiskami: Sanchez i Casal. To ta sama szkoła i ten sam trener, który prowadził w młodych latach Andy'ego Murraya. Trudno nie zauważyć także innych podobieństw.         – Przeszedłem wiele. Trudno było dzieciakowi z Bułgarii żyć samemu w obcym kraju i uczyć się tam wszystkiego bez pomocy rodziny. Ale to był także dobry czas – nauczył mnie samodzielności i szybkiego podejmowania decyzji – mówił Grigor, zupełnie jak Andy.

Dwa lata później przyleciał do Paryża, do akademii Patricka Mouratoglou. Okres francuski dał mu liczne sukcesy w turniejach juniorskich, łącznie z dwoma tytułami mistrza Wielkiego Szlema w 2008 roku — w Wimbledonie i US Open.

To wtedy Peter Lundgren, szwedzki trener współpracujący z akademią Mouratoglou, przykleił mu na lata etykietę: „Mały Federer". Słowa byłego szkoleniowca sławnego Szwajcara brzmiały mniej więcej tak: – Grigor ma wszystkie uderzenia. Musi się jedynie wzmocnić fizycznie. Ma w sobie ten szczególny żar. Będzie zwycięzcą. Jest nawet lepszy niż Federer w tym samym wieku.

Lundgren i Dimitrow pracowali razem od 2009 roku. Początek był piękny – Bułgar pokonał w Rotterdamie Tomasa Berdycha, potem wygrał seta z Rafaelem Nadalem. Szwed pozwalał, by ojciec był wciąż blisko, mówił, że ta pomoc nie przeszkadza, tym bardziej że Dimitar Dimitrow pozostawał dla syna pierwszym doradcą, gdy coś szło gorzej. Trener mówił też o gorącej głowie swego tenisisty.

Można się tylko domyślać, co poszło nie tak. Rozstali się nagle w połowie 2010 roku. Na ławce trenerskiej Dimitrowa usiadł Peter McNamara, Australijczyk, były świetny deblista, też z elity szkoleniowców Patricka Mouratoglou.

Dodał twardość i spryt do gry młodego tenisisty, temperamentu nie poskromił. Okres młodzieńy w życiu Grigora zamknął incydent z końca 2010 roku. Bułgar grał w listopadowym challengerze w Helsinkach. Półfinał z synem litewskiego taksówkarza Ricardasem Berankisem, z tego samego pokolenia młodych i gniewnych, był od początku naładowany emocjami. Grigor przegrał. Schodząc wściekły z kortu, walnął obiema rękami w klatkę piersiową sędziego Daniela Infangera.

Nawet John McEnroe w najlepszych latach nie posunął się tak daleko. Afera była głośna, kara – 2000 euro i groźba długiego zawieszenia podziałała jak należy. Dimitrow przeprosił wszystkich, do sędziego napisał list. „Popełniłem błąd, przyznaję. Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię" – brzmiały najważniejsze słowa.

W 2011 roku Dimitrow był już graczem pierwszej setki rankingu ATP. Oddał McNamarze co należne, lecz w listopadzie 2012 roku pożegnał się z Australijczykiem i podparyską akademią.

Przeniósł się do Sztokholmu. Dołączył do „Good to Great Academy" firmowanej przez trójkę: Magnusa Normana (kiedyś nr 2 na świecie), doskonałego deblistę Nicklasa Kultiego oraz Mikaela Tillströma. – Od każdego coś biorę, to czyni mnie kompletnym tenisistą – mówi Dimitrow. – I zawsze pamiętam o tym, co mówił mi ojciec, że tenis to prosta gra dla inteligentnych ludzi – dodaje.

Szwedzka szkoła, wedle Grigora, to nic innego, jak wielka praca. – Przez sześć tygodni przerzuciłem tony piłek na drugą stronę siatki. Przebijałem je do chwili, gdy nie mogłem podnieść rakiety. Sam talent nie wygrywa meczów, tylko trochę pomaga – mówił w Madrycie po zwycięstwie nad Djokoviciem.

Prywatna strona życia Grigora Dimitrowa odsłoniła się szerzej, gdy Maria Szarapowa pisała po wygranym meczu na przezroczystej tablicy umieszczonej przed kamerą: „Jak nas przyłapaliście???". Czułości na spacerze po uliczkach stolicy Hiszpanii nie zostawiły miejsca na domysły.

Para poznała się bliżej na początku tego roku w Australii. W Melbourne jeszcze jakoś udało im się mylić tropy, choć sygnały o nowym związku były dostrzegalne. O życiu towarzyskim Marii kolorowe czasopisma zapisały tony makulatory, ale Grigor dostał się wcześniej pod ostrzał paparazzich tylko raz, gdy ktoś odkrył, że w Paryżu na krótko związał się z Sereną Williams. „Pocieszał Amerykankę, gdy zerwała głośny związek z raperem Commonem" – twierdziły tabloidy.

Kto chce widzieć sensację w związku 26-letniej Szarapowej z 21-letnim Dimitrowem, ten widzi. Ci, którzy znają Grigora bliżej, twierdzą, że jest jak większość młodych mężczyzn – lubi piękne kobiety, ładne auta i dobre restauracje.

– Od kilku miesięcy powtarza też  dziennikarzom: – Przestańcie w końcu mówić, że jestem drugim Federerem. To było dobre kiedyś, na początku kariery. Są pewne podobieństwa, ale buduję swój własny styl. Jestem Grigor Dimitrow.

Gdzieś daleko na południu Bułgarii, przy tureckiej granicy,  jest Chaskowo, miasteczko, w którym urodził się syn siatkarki i trenera tenisa,  pogromca Novaka Djokovicia, kandydat na następcę Rogera Federera. Dla rodaków ktoś, kogo mogą porównywać nawet z Christo Stoiczkowem, piłkarskim bohaterem narodowym, który dał reprezentacji półfinał mistrzostw świata w 1994 roku.

Mocny Bułgar w tenisie – tego wcześniej nie było, choć siostry Malejewe: Manuela, Katerina i Magdalena, zrobiły wiele, by pozostawić ślad w tym sporcie. Wśród mężczyzn rodacy Dimitrowa nie mieli kogo podziwiać. Przed młodzieńcem z Chaskowa tylko nieliczni wiedzieli, że kiedyś Orlin Stanojczew był 96. tenisistą rankingu ATP. A Grigor szedł jak taran: pierwszy junior świata (2008), pierwszy Bułgar, który zagrał w półfinale turnieju ATP (2012), pierwszy finalista (2013 w Brisbane), pierwszy, który pokonał rankingowego lidera.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?