Spokojna noc Radwańskiej

Agnieszka Radwańska pierwszy raz w ćwierćfinale turnieju Roland Garros

Publikacja: 03.06.2013 00:19

Spokojna noc Radwańskiej

Foto: AFP

Mirosław Żukowski z Paryża

Zaczynaliśmy śniąc o potędze, bo polskich graczy było w wielkoszlemowym turnieju tak wielu jak nigdy, ale minął pierwszy tydzień i jest tak jak ostatnio bywało — w singlu została nam tylko Agnieszka Radwańska. Choć nie do końca, bo akurat w Paryżu tenisistka z Krakowa jest w ćwierćfinale pierwszy raz w karierze, po zwycięstwie nad Serbką Aną Ivanović 6:2, 6:4.

Mecz na korcie im. Suzanne Lenglen zaczął się po 20.00, gdyby był długi, trzeciego seta trzebaby przełożyć na poniedziałek. Radwańska jednak do tego nie dopuściła i w nagrodę ma spokojną noc. Było zimno, coraz bardziej ciemno, ale Agnieszka grała dobrze od początku do końca, spętała nogi Ivanović, która momentami była dość bezradna. W ostatnim gemie przy serwisie Serbki, Radwańska objęła prowadzenie 40:0. Pierwszego meczbola rywalka obroniła, a przy drugim popełniła podwójny błąd serwisowy. Krakowianka kolejny raz w tym roku jest gwiazdą internetu - jej zagranie, gdy odbiła piłkę między nogami i zdobyła punkt jest równie efektowne jak akcja w Miami w meczu z Belgijką Kirsten Flipkens.

Ćwierćfinałową rywalką Radwańskiej będzie we wtorek Włoszka Sara Errani (nr 5), ubiegłoroczna finalistka, kobieta drobna ale bardzo waleczna. Grały ze sobą siedem razy, Polka prowadzi 6:1. Jedyna porażka to mecz z roku 2006, najbardziej pamiętny jest pojedynek z ubiegłorocznego turnieju Masters wygrany przez Radwańską w trzech setach.
„To był mój najlepszy mecz w Paryżu. Bardzo nie chciałam trzeciego seta nazajutrz i była to ekstra motywacja. Z Errani nie pójdzie łatwo — trzeba będzie dużo biegać, kort ziemny to jej ulubiona nawierzchnia. Z naszego meczu w Stambule pamiętam przede wszystkim to, że potem rano nie mogłam chodzić, bo trwał trzy i pół godziny. Mam nadzieję, że w kolejnych turniejach wielkoszlemowych w drugim tygodniu będzie mi już towarzyszył Jerzy Janowicz. Tu jeszcze się nie udało, Wawrinka okazał się za mocny”

Nie ma nic starszego niż wczorajsza gazeta. W sobotę Janowicz był jeszcze w „L’Equipe” jednym z młodych gniewnych, odnawiających męski tenis a nazajutrz nie ma już o nim ani słowa. Wszystko za sprawą Szwajcara o słowiańskich korzeniach Stanislasa Wawrinki, który pokazał, że potrafi okiełznać gorącokrwistego Polaka.

Mecz był bardzo dobry, absolutnie nie można powiedzieć, że Stanislas dał Jerzemu lekcję, ale z drugiej strony na korcie nr 2 widać było wyraźnie, że poza chwilą słabości, która kosztowała go drugiego seta, to Szwajcar dyktował warunki i zwyciężył 6:3, 6:7 (2-7), 6:3, 6:3. Janowiczowi tym razem serwis za bardzo nie pomagał, popełnił aż 10 podwójnych błędów, w tym niektóre w ważnych momentach (Wawrinka tylko dwa).

– Z meczu jestem zadowolony, choć straconej szansy żal. Stanislas zagrał bezbłędnie, najlepiej ze wszystkich rywali z czołówki rankingu, z którymi kiedykolwiek się zmierzyłem. Zabrakło mi też trochę szczęścia. W decydujących momentach Szwajcar wybierał ryzykowne zagrania i trafiał. Teraz zapominam już o kortach ziemnych i zaczynam sezon na trawie. Dostałem zaproszenie do Anglii na pokazowy turniej, w którym wystąpi trzech graczy z pierwszej światowej dziesiątki i ja” — mówił Janowicz podczas krótkiej konferencji prasowej po meczu. Był podczas niej lakoniczny jak tylko on potrafi i trudno się dziwić, bo pora była późna o rozczarowanie duże.

Po tym jak Janowicz wygrał w Rzymie z dwoma zawodnikami z czołowej światowej dziesiątki (Jo — Wilfried Tsonga i Richard Gasquet) oraz jak pięknie przegrał z samym Rogerem Federerem, żadne marzenie nie wdawało się zbyt szalone. A jednak skończyło się na dwóch zwycięstwach nad graczami klasyfikowanymi znacznie niżej, a w starciu z pierwszym asem, starym lisem Stanislasem, Janowicz padł. Ma jednak godnego towarzysza w tej klęsce — Grigor Dimitrow dostał baty od Novaka Djokovicia, a Bułgar to obok Polaka i Japończyka Kei Nishikoriego (wygrał z Francuzem Benoitem Paire’m), zdaniem wielu fachowców, główny kandydat do objęcia władzy po dzisiejszych suwerenach.

Z rankingowego punktu widzenia Janowicz nic nie stracił, wprost przeciwnie, nawet zyskał, bo w ubiegłym roku w turnieju głównym Roland Garros nie uczestniczył (odpadł w trzeciej rundzie eliminacji), ale gra z komputerem to nie powinno być dziś podstawowe zadanie łodzianina. Awans przyjdzie sam, jeśli będzie grał dobrze. Wielkim atutem Janowicza jest to, że — jak powiedział w Paryżu — nie interesuje go na jakiej gra nawierzchni, jest równie dobry na korcie ziemnym, twardym i trawiastym. Niewielu graczy ze światowej czołówki odważyłoby się na serio powiedzieć to samo.

Największą nadzieją dla Janowicza powinno być to, że sławny przed laty gracz Mats Wilander, dziś ekspert, który wyskakuje z każdego okienka, na niego nie stawia. A to prawie gwarancja sukcesu, bo Szwed zwykle się myli. Grę Janowicza uznaje za zbyt szaloną, wyżej ocenia szanse Dimitrowa, Nishikoriego i Kanadyjczyka Milosa Ronica. To oznacza, że Janowicz ma wielką przyszłość. Jak wielką i jak bliską — przekonamy się już wkrótce w Wimbledonie.

Wawrinka w kolejnej rundzie spotka się z Richardem Gasquetem i będzie to pojedynek dwóch fantastycznych bekhendów, jakich dziś już prawie nikt nie uczy, bo są za trudne. Ale jeśli ktoś już się nauczył, cóż to za estetyczna przyjemność dla patrzących.
Serena Williams pokazuje w Paryżu, że rządzi twardą ręką. Wyniki jej dotychczasowych meczów: 6:0, 6:1; 6:1, 6:2; 6:0, 6:2 i wczoraj z bardzo dobrze grającą na kortach ziemnych Włoszką Robertą Vinci 6:1, 6:3. Następna rywalka Swietłana Kuzniecowa już powinna kupić kask i odzież ochronną, bo wchodzi w strefę najwyższego ryzyka. Serena wygrała ten turniej 11 lat temu i jest na najlepszej drodze do kolejnego zwycięstwa. To byłaby powtórka z historii trudna do skopiowania w realiach dzisiejszego zawodowego tenisa. Serena bawi się z rywalkami, schodzi z kortu uśmiechnięta jakby był to pokaz mody, a nie mecz. Ostatnio zwykło się uważać, że kobiecym tenisem rządzi trio Serena Williams — Maria Szarapowa — Wiktoria Azarena, za którymi tuż, tuż jest Agnieszka Radwańska a jeszcze dalej kilka zawodniczek, które czekają na okruchy z pańskiego stołu. Ale w takiej formie jak obecnie, Serena zdaje się panować niepodzielnie.
Trzeci mecz w turnieju wygrali polscy debliści Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski a to oznacza awans do ćwierćfinału. Po słabej wiośnie na kortach ziemnych przebudzenie przyszło w sam czas. Polacy pokonali w niedzielę Francuzów Jonathana Dasniers de Veigy i Florenta Serrę 6:4, 6:3. „Cieszymy się ze zwycięstwa, ale ćwierćfinał to dla takiej pary jak my jeszcze nie sukces. Przed turniejem w ciemno takiego wyniku byśmy nie wzięli, w Wielkich Szlemach półfinał to minimum. Bardzo się cieszymy, że wróciło słonce, przy takiej pogodzie nasz serwis daje większy zysk” — powiedział Matkowski. Polacy będą teraz czekali dwa dni na kolejnych przeciwników.
Łukasz Kubot i Francuz Jeremy Chardy przegrali z Bułgarem Grigorem Dimitrowem i Duńczykiem Frederikiem Nielsenem 2:6, 7:6 (7-5), 6:7 (6:8). Polak i Francuz w tie- breaku trzeciego seta nie wykorzystali meczbola. Janowicz z wyjazdem na trawę musi trochę poczekać - w parze z Tomaszem Bednarkiem wygrał w drugiej rundzie z Włochami Paolo Lorenzim i Potito Starace 6:7 (3-7), 6:3, 7:6 (7-4). 
Pierwszą poważną próbę przeszedł Roger Federer, który dopiero w pięciu setach pokonał Francuza Gillesa Simona. Podziwiany jest też Hiszpan Tommy Robredo, bo wygrał już trzeci pięciosetowy mecz i po ostatnim zwycięstwie rozpłakał się na korcie.

Agnieszka Radwańska: Wiedziałam, że muszę bardzo dobrze zagrać

Tenis
17-letnia Rosjanka znów za silna dla Igi Świątek. Polka nie obroni tytułu w Indian Wells
Tenis
Brąz cenniejszy niż złoto. Iga Świątek bierze rewanż za igrzyska
Tenis
Indian Wells. Rozpędzona Iga Świątek
Tenis
Raj zamienił się w piekło. Hubert Hurkacz przegrywa w Indian Wells
Tenis
WTA w Indian Wells. Iga Świątek w najlepszym wydaniu. Jest jedno ale
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Indian Wells. Iga Świątek jak ekspres, błyskawiczny awans
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń