Korespondencja z Londynu
Plan jest następujący: Janowicz gra z Juergenem Melzerem na korcie nr 12 od 12.30, czyli o tej samej porze co Kubot z Adrianem Mannarino na korcie nr 14. Radwańska z Cwetaną Pironkową ma wyznaczone drugie spotkanie na korcie nr 2, po meczu Davida Ferrera z Ivanem Dodigiem.
Zapowiada się bieganie między odległymi kortami (wbrew numerom 12 jest znacznie dalej od 14 niż dwójka), bo tym razem kort centralny i jego dach jest dla innych. Ale nie ma co narzekać, taki poniedziałek, gdy trójka polskich singlistów walczy o wimbledoński ćwierćfinał, nie zdarzył się nigdy wcześniej. Sobotnie zwycięstwa Radwańskiej nad Madison Keys (7:5, 4:6, 6:3) oraz Kubota nad Benoît Paire (6:1, 6:3, 6:4) i wcześniejsze sukcesy Janowicza nie spowodowały jednak, że Wimbledon 2013 zmienia już barwy z zielono-purpurowych na biało-czerwone.
Znów był kankan
Rozgłos przyjdzie oczywiście wtedy, gdy na polskiej drodze pojawi się ktoś z Brytyjczyków – Laura Robson lub Andy Murray. Na razie musimy godzić się z faktem, że choć mecz Kubota z Paire odbył się na niezłym z propagandowego punktu widzenia korcie nr 18 (obok studiów BBC, na oczach sław komentujących wydarzenia za szybami) to tylko Polacy cieszyli się z tego, że Kubot potrafił wykorzystać wszelkie zalety klasyki serwis–wolej. Że był pewny siebie i szybki, za szybki, by rywal mógł ułożyć jakiś sensowny plan kontrataku, że pokonał tenisistę zdolnego, może nawet małe odkrycie tego sezonu (Paire był w finale w Montpellier, półfinale w Rzymie – wygrał tam z Juanem Martínem Del Potro). Miał czym straszyć Polaka, także tym, że wcześniej cztery razy z nim wygrał.
Zostanie także zapamiętane, że po dość długiej przerwie Kubot znów zatańczył kankana zwycięstwa, że mógł zapomnieć o bólu w pachwinie i przymusowej terapii w końcu trzeciego seta.