Młodość rozwala każdy mur

Polskie tenisowe święto w Londynie: Jerzy Janowicz w piątkowym półfinale po wzruszającym zwycięstwie nad Łukaszem Kubotem 7:5, 6:4, 6:4. Jutro Agnieszka Radwańska walczy o finał z Niemką Sabine Lisicki.

Aktualizacja: 03.07.2013 22:05 Publikacja: 03.07.2013 20:53

Jerzy Janowicz w piątek zagra z Andym Murrayem

Jerzy Janowicz w piątek zagra z Andym Murrayem

Foto: AFP

Korespondencja z Londynu

Polski tenis ma nowego bohatera. Doczekaliśmy meczu, który był marzeniem kibiców, choć gdy się zdarzył, to na pytanie komu kibicować, nie było dobrej odpowiedzi. Z jednej strony młodzieniec, który nie przestraszy się żadnego tenisisty, z drugiej dojrzały sportowiec, który po zakolach kariery dotarł do swego szczytu.

W loży dla gości Jerzego Janowicza – obok trenera po raz pierwszy Marta Domachowska, w loży Łukasza Kubota– trenerzy i Eva Slaninkova. Na trybunie neutralnej Agnieszka Radwańska z trenerami, tak jak obiecała, z kciukami ściskanymi za obu.

Obiecali ładnie grać i ładnie zagrali, każdy tak, jak pamiętamy z poprzednich meczów. Kto widział dwa gemy serwisowe w wydaniu obu, właściwie widzimał cały mecz. Z jednej strony styl, polot, fruwanie do siatki, z drugiej moc młodości, która zdaje się może rozwalić każdy mur. Nie ma co pisać kroniki przewag i przełamań serwisów. Były, zdarzyły się, ten mecz żadnego wstydu Kubotowi nie przyniósł, wręcz przeciwnie, był pięknym podsumowaniem wcale niełatwej kariery.

Janowicz jest w półfinale Wimbledonu, w drugim starcie w życiu. Zwycięzca po meczbolu padł na kort, przeżył swoją chwilę uniesienia. Pokonany spokojnie poczekał. Wimbledon chyba tego jeszcze nie widział – długi braterski uścisk, coś mokrego w oku i wymiana koszulek na korcie nr 1. Nie wierzcie pozorom: Janowicz to sportowiec z duszą i sercem. Za twardością serwisu i forhendu stoi także 2,03 metra równie potężnej wrażliwości. Po meczu nie mógł mówić do kamer BBC. Wimbledońskie zwyczaje są takie, że bardziej interesujące mecze zaczynają się później, więc zanim Janowicz i Kubot oraz Andy Murray i Fernando Verdasco zaczęli swoje boje, zobaczyliśmy jak Djoković wygrywa z Tomasem Berdychem 7:6 (7-5), 6:4, 6:3, a „Delpo" zwycięża Davida Ferrera 6:2, 6:4, 7:6 (7-5).

Wydawało się, że Ferrer zostanie półfinalistą już po pięciu piłkach. Grali minutę, może dwie, było 30-40, gdy Argentyńczyk nagle poślizgnął się, upadł z hukiem, przetoczył się efektownie po trawie. Gdy się zatrzymał pokazał, że boli lewe kolano, to poowijane bandażami. Po kilku minutach narady z lekarzem i po garści proszków Del Potro wstał i grał dalej.

Janowicz w półfinale Wimbledonu! Pokona Murraya i wejdzie do finału?

Tak grał, że wygrał z hiszpańskim szybkobiegaczem w trzech setach, co kort centralny nagrodził z całego serca, bo to i wygrana z cierpieniem, i pierwszy londyński półfinał Argentyńczyka. W Wielkim Szlemie pierwszy od 2009 roku. – Naprawdę bolało, drugi raz skręciłem to samo kolano, ale pigułki od doktora okazały się magiczne i mogłem skończyć mecz – mówił zwycięzca. Del Potro zagra w piątek z Djokoviciem. Jedyny mecz na trawie stoczyli podczas igrzysk olimpijskich w Londynie, warto przypomnieć –  wygrał Argentyńczyk. Z pozostałych dziesięciu osiem wygrał Serb.

Djoković w meczu z Berdychem miał parę chwil zawahania, trochę nie wiedział jak szacować siłę Berdycha w pierwszym secie, w drugim przegrywał 0:3, oddał rywalowi dwa gemy przy własnym serwisie, ale nie z takich tarapatów wychodził, więc i tym razem szybko zgasił zapał Czecha. Na korcie trochę się krzywił, trochę złościł, czasem coś krzyknął, ale to zwyczajowy obraz i melodia każdego trudnego meczu. Z pełnym luzem i uśmiechem grają tu tylko legendy, gdy już skończą komentarz dla BBC. Na razie Novak na legendę jeszcze pracuje. To już 13. kolejny półfinał Wielkiego Szlema, w którym zagra, ósmy tytuł zbliżył się na odległość dwóch wygranych spotkań. Wimbledon bił brawo, wśród bijących byli goście Serba: kapitan Manchesteru United Nemanja Vidić i Andrij Szewczenko, już nie piłkarz, tylko polityk.

Oglądanie czwórki najlepszych tenisistek tegorocznego Wimbledonu zacznie się o 14. czasu polskiego, oczywiście na korcie centralnym. Najpierw wejdą na trawę Marion Bartoli i Kirsten Flipkens, co poniekąd oznacza, że gra rówieśniczek o polskich nazwiskach ma tu nieco większą wagę.

O Sabine Katharine Lisicki, czy może Sabinie Lisickiej, zaczęło być w świecie głośno, gdy cztery lata temu wygrała pierwszy turniej WTA – w Charleston. Pokonała wtedy Venus Williams, Marion Bartoli i Karolinę Woźniacką. Jej karierę kształtował ojciec, kiedyś Ryszard Lisicki, dziś dr Richard Lisicki. Rodzice Sabiny wyjechali z Polski do Republiki Federalnej Niemiec jeszcze przed stanem wojennym, w 1979 roku. Ojciec tłumaczył, że nie chciał przystosować się do wymagań systemu, który kazał mu przez lata ciułać na marne życie.

Richard Lisicki miał niemiecką rodzinę, wyjazd nie był trudny. W Niemczech pomogło mu polskie wykształcenie, miał doktorat z AWF we Wrocławiu, tytuł pracy: „Współzależność szybkości i dokładności czynności ruchowych na przykładzie gry w tenisa ziemnego". Pracował m. in. jako trener tenisa w ośrodku w Reichshof-Eckenhagen (Nadrenia Północna-Westfalia), ale przeniósł się z rodziną do mniejszego mieszkania w Berlinie, gdy uznał, że Sabina ma uczyć się tam, gdzie najlepiej połączy sport z wysokim poziomem edukacji, czyli w elitarnej (także w czasach NRD) szkole w dzielnicy Hohenschönhausen.

Pojechał z córką także do Bradenton na Florydę, do znanej akademii Nicka Bollettieriego, gdzie Sabine przekuwała amerykańskie i ojcowskie nauki w umiejętność wygrywania. Plan zadziałał, choć może nie tak efektownie jak w przypadku innych dziewczyn z polskimi korzeniami. Richard Lisicki twierdził nie raz, że córka jest Niemką – nie tylko dlatego, że urodziła się w Troisdorf, ale także dlatego, że to ułatwiało podpisywanie kontraktów.

Karierę Sabine na pewno wstrzymywały kontuzje. Najczęściej – lewej kostki. Dlatego do dziś najlepszym miejscem w rankingu Niemki pozostaje nr 12 z maja ubiegłego roku. W Wimbledonie jednak od kilku lat jest groźna, dwa ćwierćfinały, dwa półfinały (licząc z tegorocznym) – takich osiągnięć lekceważyć nie można.

Choć o półfinale z 2011 roku z Marią Szarapową mówi, że go nie pamięta, to inni pamiętają, że mecz był marny. Niemka prowadziła 3:0 w pierwszym secie, a potem przegrała 4:6, 3:6 z Rosjanką, która zrobiła 13 podwójnych błędów serwisowych.

Dwa mecze Sabine z Agnieszką Radwańską były względnie niedawno. W Stanford w 2011 w trzech setach wygrała Lisicki, w Dubaju w 2012 6:2, 6:1 zwyciężyła Polka. To było to spotkanie, w którym Sabine przegrywała tak bardzo, że w drugim secie przy stanie 2:6, 0:5 poprosiła mamę na kort i łkała jej w rękaw (po polsku), że nie chce przegrać do zera.

Mama Elżbieta, choć z zawodu artystka, przytulić i pocieszyć umiała, więc do zera nie było. W tym roku tata oddaje częściej opiekę nad tenisem córki w ręce innych trenerów, lecz na razie to posada raczej krótkoterminowa. Od stycznia do kwietnia dla Hiszpana Ricardo Sancheza, następnie dla Niemca Roberta Orlika, a po Roland Garros dla Holendra Wima Fissette, któremu pracował z Kim Clijsters.

Ta ojcowsko-międzynarodowa szkoła dała Sabinie potężny serwis i dużo agresji w grze oraz przydomki w rodzaju „Boom-boom" lub „Doris Becker". Jeśli Lisicki była zdrowa i umiała kontrolować moc, wygrywała z niejedną sławą, jeśli nie – kończyła mecze we łzach rozpaczy. Na spryt i kombinacyjny tenis Agnieszki agresji może nie wystarczyć, choć w Londynie od lat obowiązuje raczej kult kobiecej siły, wyzwolony przez sukcesy sióstr Williams.

Mężczyźni – ćwierćfinały:

Novak Djokovic (Serbia, 1.) - Tomas Berdych (Czechy, 7.) 7:6 (7-5),6:4, 6:3 Andy Murray (W. Brytania, 2.) - Fernando Verdasco (Hiszpania) 4:6, 3:6, 6:1, 6:4, 7:5 Jerzy Janowicz (Polska, 24.) - Łukasz Kubot (Polska) 7:5, 6:4, 6:4 Juan Martin Del Potro (Argentyna, 8.) - David Ferrer (Hiszpania, 4.) 6:2, 6:4, 7:6(7-5)

Mikst – III runda:

M. Matkowski, K. Peschke (Polska, Czechy, 11) – A. Peya, A.-L. Groenefeld (Austria, Niemcy, 5) 6:7 (3-7), 6:4, 6:2.

Tenis
Iga Świątek broni tytułu w Madrycie. Już na początku szansa na rewanż
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu