Finały Wimbledonu. Andy Murray i Marion Bartoli triumfują

Andy Murray wygrał turniej w Wimbledonie i Wielka Brytania znów jest wielka. Triumf Marion Bartoli w kobiecym finale

Aktualizacja: 07.07.2013 21:36 Publikacja: 07.07.2013 21:21

Finały Wimbledonu. Andy Murray i Marion Bartoli triumfują

Foto: ROL

Krzysztof Rawa z Londynu

Podczas sobotniej przygrywki Francuzka pokonała Sabine Lisicki 6:1, 6:4, dzień później Szkot zasłużył wreszcie na miano spełnionego Brytyjczyka – wygrał z Novakiem Djokoviciem 6:4, 7:5, 6:4.

Lokalne zapowiedzi brzmiały dumnie, jak zawsze, ale w głębi duszy był niepokój. Serba bał się każdy rozumiejący tenis widz, brytyjskie media też. – Czekamy 77 lat, to możemy czekać 78 – mówił chwilę przed pierwszym setem finału Murray – Djoković jeden z miejscowych dziennikarzy.

Czekanie się skończyło. Jak na normy, do których przyzwyczaił nas lider rankingu światowego, mecz był krótki. Ale sety długie, każdy średnio godzinę. Nie strzelali asa za asem, nie biegali do siatki, rozegrali intensywną bitwę pełną taktycznych podchodów, wytrwałości i biegania tak, jak nikt inny oprócz nich w tenisie nie biega.

Były przełamania serwisu w każdym secie, to najbardziej znaczące w ostatnim, Djoković prowadził już 4:2. Na pewno wiedział, że to nie wystarczy, na pewno czuł, że prędzej Murray płuca wykrztusi, niż przestanie gonić za każdą piłką, choćby po to, by nikt nie powiedział, że nie zostawił na korcie serca.

Szkot zmarnował trzy piłki meczowe przy stanie 5:4, 40-0. Premier David Cameron w loży królewskiej pobladł pod służbową opalenizną. Ale trzy piłki dla Djokovicia dające wyrównanie też poszły na straty. Czwarta meczowa to była ta, która przeszła do kronik brytyjskiego tenisa. Raczej banalna – strzał forhendowy Novaka w taśmę, ale Andy Murray dzięki niej wejdzie na wimbledoński pomnik.

– Andy, Andy! – wszyscy stanęli i krzyczeli. Obowiązkowa wizyta w loży i skok w ramiona Ivana Lendla i reszty ekipy, mamy i dziewczyny. Książę Kentu wręczył puchar, którego wartość dla Brytyjczyków w niedzielę przerosła wszystkie inne srebra imperium.– Wiem co to dla was znaczy – mówił Novak Djoković. Serb mężnie przyjął porażkę, chwalił rywala, ma wprawę w takich sytuacjach. – Nie wiem co się stało, nie pamiętam ostatniego punktu, ani gema – stwierdził Andy Murray, od niedzielnego popołudnia wzór brytyjskiej doskonałości. Tylko za czym będzie tęsknić imperium za rok?

W sobotę nową mistrzynią została Marion Bartoli. Może to nie jest wzór poprawności i urody tenisa, może swoje do jej sukcesu dołożył przypadek, ale skoro Francuzka wygrała finał, to w tym momencie dyskusja musi się skończyć. Była najlepsza.

W zasadzie powinna pokonać Lisicki 6:1, 6:1, bo Niemka płakała nad marnością swego tenisa już od połowy drugiego seta i chyba tylko te łzy spowodowały, że Bartoli pozwoliła sobie na kilka słabszych gemów, od stanu 5:1 do 5:4.

Gra Francuzki nosi wyraźne ślady ojcowskiego rękodzieła, to co pan doktor Walter Bartoli zrobił z oburęcznym forhendem i serwisem córki budzi opór estetyczny, lecz fakty trzeba przyjąć z szacunkiem: Marion nie straciła w turnieju seta, w finale nie wezwała lekarza do krwawiącego palca, by nie pokazać chwili słabości rywalce. – Jestem twarda, jestem twarda jak to drewno – mówiła dziennikarzom waląc ręką w stół.

Ojcu podziękowała jako pierwszemu, choć wiadomo, że były w ich relacjach trudne chwile, rozstania i powroty. Dziękowała także Amelie Mauresmo, która stała się mentorką Marion od momemntu pogodzenia z francuską federacja tenisową. Została mistrzynią Wielkiego Szlema pierwszy raz, po 47 startach, w tym 11 w Wimbledonie.

Jej rywalka nie wygra w Londynie nigdy, jeśli w ważnych meczach będzie miała napady paniki zmieszane z krótkimi chwilami desperacji. Lisicki miała po swojej stronie kort centralny, sporą grupę komentatorów, sława BBC John Inverdale pozwolił sobie nawet na publiczną uwagę o Bartoli: „Myślicie, że tata jej mówił, że Szarapową nigdy nie będzie, więc musi być waleczna?... ”, za co dzień później stacja musiała przepraszać. Dzień przed finałem Sabine podbijała uśmiechem Wimbledon, Boris Becker już ją namaścił na swą następczynię, ale chwila próby dowiodła, że Niemka do sukcesu nie dojrzała.

Mecz był słaby, oprócz konsekwencji i ambicji Bartoli oraz jej efektownego bekhendu, wiele do podziwiania nie było. Publiczność patrzyła jak niemiecka kandydatka na gwiazdę zachowywała się jak dziecko speszone pierwszym publicznym występem przed rodziną i znajomymi. Wygrała ta mniej uśmiechnięta do kamer i mniej efektowna, ale na swój sposób wzruszająca, gdy niezgrabnie wdrapywała się po uściski do loży przyjaciół lub kroczyła z wielkim srebrzystym talerzem do mikrofonu Sue Barker, by udzielić wywiadu zwycięstwa.

To jeszcze nie koniec. W poniedziałek w luksusowym londyńskim hotelu Bal Mistrzów. Pierwszy taniec: Andy Murray i Marion Bartoli. To tańczy nowość.

FINAŁY

Mężczyźni: A. Murray (W. Brytania, 2) – N. Djoković (Serbia, 1) 6:4, 7:5, 6:4.

Kobiety: M. Bartoli (Francja, 15) – S. Lisicki (Niemcy, 23) 6:1, 6:4.

Debel mężczyzn: B. Bryan, M. Bryan (USA, 1) – I. Dodig, M. Melo (Chorwacja, Brazylia, 12) 3:6, 6:3, 6:4, 6:4.

Debel kobiet: S. W. Hsieh, S. Peng (Tajwan, Chiny, 8) – A. Barty, C. Dellacqua (Australia, 12) 7:6 (7-1), 6:1.

Juniorzy: G. Quinzi (Włochy, 6) – H. Chung (Korea Płd.) 7:5, 7:6 (7-2).

Juniorki: B. Bencic (Szwajcaria, 1) – T. Townsed (USA, 9) 4:6, 6:1, 6:4.

Echa Wimbledonu

Jerzy Janowicz o swoim sukcesie

Najważniejsze to w tej chwili nie zwariować. Jestem na tyle szalony, że nie będą przeszkadzali mi ludzie biegający za mną z kamerami i rosnąca presja. Nigdy mi nie zależało na rozgłosie, sławie. Skupiam się wyłącznie na kolejnych turniejach.

Oczywiście wiem, że półfinał z Andym Murrayem był do wygrania, i dlatego czuję trochę niedosytu, ale jestem szczęśliwy. Chcę odpocząć, bo ostatnie dwa tygodnie były naprawdę ciężkie. Podchodzę do wszystkiego, co się teraz dzieje, z dystansem. Jeszcze wiele lat gry przede mną, dlatego wydaje mi się, że półfinał to na razie dobry wynik. Mam nadzieję, że będziecie ze mną na dobre i na złe, ale nie złożę żadnych obietnic i nie powiem, że za rok wygram. (pap)

Brytyjskie gazety o półfinale Murray – Janowicz

„Guardian" docenił umiejętności Polaka, nazywając go intruzem, który wchodzi do tenisowej dynastii Murraya i Djokovicia i czuje się w tym towarzystwie jak w domu. „Murray przetrwał potworny serwis Janowicza i kontrowersyjną przerwę na zamknięcie dachu" – skomentował półfinał „Daily Telegraph", a „Guardian" dodał: „Dach się zamknął, a Murray włączył silnik. Jego złość spowodowana przerwaniem meczu ze względu na zapadające ciemności obróciła się przeciwko Janowiczowi". „Sun" nazwał Murraya księciem ciemności, a „Daily Star" ciemnym niszczycielem, który swoją frustrację na decyzję sędziego wyładował na Polaku.

Media o finale kobiet Bartoli – Lisicki

„Marion Bartoli królową Wimbledonu" – napisał „Le Monde" po zwycięstwie Francuzki nad Niemką Sabine Lisicki. „Jej triumf to jeden z najbardziej niewiarygodnych cudów w historii tenisa. Wygrała turniej, nie pokonując żadnej z pięciu czołowych tenisistek" – przypomina „L'Equipe", a „Journal du Dimanche" zauważa, że to pierwsze zwycięstwo Bartoli po rozstaniu z ojcem trenerem i początek nowego życia.

„Times" twierdzi, że nudny pod względem emocji finał nie powinien przesłonić zasłużonego triumfu Francuzki.

—t.w.

Tenis
Iga Świątek z dwoma zwycięstwami. Czas na Australię
Tenis
Podcięte skrzydła Orłów. Iga Świątek daleko od finału
Tenis
Iga Świątek wróciła. Na początek porażka
Tenis
Jak zareaguje Iga Świątek? Powrót po trudnym czasie
Tenis
Agnieszka Radwańska wraca do tenisa. W zupełnie nowej roli
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10