Przed meczem Włoszki z Chinką szeptano o możliwej rezygnacji Errani z turnieju singlowego, bo bolące łydki to nie są żarty, a jej tytuł z Robertą Vinci w deblu, choć nieco mniej wart, wydaje się bardziej prawdopodobny. Sara jednak nie zrezygnowała, kazała pokleić sobie obie nogi niebieskimi plastrami i wyszła z rakietą na silniejszą rywalkę.
Znów przegrała w dwóch setach, ale nie ma czego się wstydzić. Jak zawsze biegała, jak zawsze od czasu do czasu wygrywała efektowną wymianę, ale zbyt rzadko, by powstrzymać Na Li.
Zeszła z kortu z podniesioną głową, w końcu broniła się dość długo, nawet wygrała gema ostatniej szansy, gdy na tablicy był wynik 6:3, 5:4 dla Chinki, która serwowała. Potem wyrównała na 6:6 i prowadziła 3-1 w tie-breaku. Ale Na Li zrobiła swoje, może nie błyszczała jak dwa lata temu w Paryżu w wygranym Wielkim Szlemie, lecz zgłosiła swą kandydaturę do gry w półfinale. Spotkanie Chinki z Wiktorią Azarenką odbędzie się w piątek, dzień wcześniej Na Li musi też pokonać Jelenę Janković, jeśli chce awansować na trzecie miejsce w rankingu WTA na koniec roku.
To miejsce ma teraz wirtualnie Agnieszka Radwańska, bo porażki grupowe w Stambule też są punktowane i to solidnie: 70 punktów daje ćwierćfinał turnieju WTA rangi International. Nieobecność Marii Szarapowej mogą wykorzystać już tylko Polka i Chinka.
Rankingowe obliczenia schodzą jednak na dalszy plan, gdy widać choć cień szansy na awans. Radwańska z Kerber grać potrafi, dowodem ostatni sukces w ćwierćfinale w Pekinie. Wcześniej bywało różnie, lecz łączny bilans wciąż jest na plus dla Polki (5-3), choć przyjaciółka z Puszczykowa i siły ma więcej, i gra lewą ręką. Nawet jeśli będzie to polskie pożegnanie ze Stambułem, warto, by było ładne, długie i nie zostawiło wrażenia niemocy na przyszły rok.