Weźmy listopadowy kalendarz startów Rafaela Nadala. Po Masters lider rankingu światowego poleciał na Wyspy Dziewicze, by na należącej do miliardera Richarda Bransona Wyspie Neckera grać przez pięć dni w zawodowo-amatorskiej imprezie Necker Cup reklamowanej jako najbardziej ekskluzywna zabawa tego typu na świecie.
Zaproszenia na sztuczną trawę na Karaibach przyjęło, oprócz Nadala, sporo innych sław tenisa, dawnych i obecnych: młoda emerytka Marion Bartoli, Petra Kvitova, Ana Ivanović, Daniela Hantuchova, Sorana Cirstea i Martina Navratilova – to panie oraz Mario Ancić, Kevin Anderson, Mike Bryan, Stefan Edberg i Johan Kriek wśród panów.
Boskie Buenos
Po grze i gościnie u Bransona Rafael Nadal poleciał od razu do Limy, by w minioną sobotę zagrać pokazówkę z Davidem Ferrerem (wygrał 7:5, 6:4). Ciąg dalszy to lot z Peru do Chile na środowy mecz w Santiago z Novakiem Djokoviciem, dzień później spotkanie w Cordobie (Argentyna) z Davidem Nalbandianem. Potem podróż do stolicy kraju i dwie kolejne pokazówki w Buenos Aires. Pierwsza, 23 listopada – rewanż z Nalbandianem, druga, 24 listopada – z Djokoviciem. Powrót do Hiszpanii 26 listopada.
Przy okazji widać, że słaniający się ze zmęczenia w finale Pucharu Davisa Djoković też lubi podróże i słońce Ameryki Południowej. Nie wahał się powiedzieć trochę zdziwionym dziennikarzom, że Nadala widzi ostatnio częściej niż własną mamę.
Ameryka Południowa jest teraz głównym celem zimowych wypadów zarobkowych sław tenisa. Ubiegłoroczne dwutygodniowe przedświąteczne tournee Rogera Federera i jego sześć meczów (plus konferencje prasowe i inne obowiązki medialne w pakiecie), za które miał dostać 12 mln dolarów, zrobiło wrażenie, tym bardziej że w tamtym udanym sezonie zarobił w turniejach sezonu zasadniczego tylko 8,5 mln. Nie było bogatszego wyjazdu pokazowego w historii tenisa.