Sukces dotarł do pana?
Łukasz Kubot:
Jeszcze nie. Na razie brakuje słów. Tyle lat pracy, tyle potu i zwycięstwo na jednym z najpiękniejszych kortów, jakie w życiu widziałem. Może dopiero kiedy skończę karierę, dojdzie do mnie, że zapisałem się w kronikach tenisa. W naszym zawodzie jest tak, że nawet człowiek nie ma czasu się cieszyć, bo zaraz jedzie na następny turniej.
Podziękowania i dedykacje wygłosił pan przy dekoracji, coś pan uzupełni?
To zawsze jest zasługa teamu: trenerów, Jana Stocesa, Thomasa Enqvista, Jonasa Bjorkmana – idola mej tenisowej młodości. Chciałbym także podziękować panu Wojtkowi Fibakowi, on świetnie zna się na tenisie, jest bardzo szanowany w moim boksie, bo nie boi się powiedzieć, co myśli. Dedykacja też jest niezmienna: mojej rodzinie, która jest ze mną zawsze, na dobre i na złe.