Przegrany i opłakany rzęsiście finał w Indian Wells już za Polką, przed nią znów turniej z grupy Premier Mandatory, czyli najważniejszej po Wielkim Szlemie. W kwestii kontuzji lewego kolana Radwańskiej wyjaśniło się tyle, że doznała jej kilka dni przed finałem podczas treningu. Aż do meczu o tytuł nie dokuczała tak, by obawiać się gry. Teraz głos mają lekarze.
Polka i jej drużyna przelecą prawie 4000 km z Kalifornii do Miami/Key Biscayne i tam, zależnie od wyników badań, zapadnie decyzja, czy trzeba będzie ogłosić wcześniejszy koniec amerykańskiego tournée czy nie. Główny turniej kobiecy zaczyna się we wtorek (kończy w sobotę, 29 marca), Radwańska ma wolną pierwszą rundę, nie weszłaby na kort przed czwartkiem.
– Agnieszka już w niedzielę przeszła pierwsze badanie ultrasonograficzne, trzeba powtórzyć je w środę, następnie skonsultować wyniki ze specjalistą od kolana na miejscu, w Miami. Pierwsze oceny lekarskie: nie ma tragedii, ale nie jest też dobrze. Decyzja o starcie zapadnie przed samym turniejem – przekazał „Rz" trener Tomasz Wiktorowski.
Miami, a właściwie okolice goszczą połączony turniej WTA i ATP od 1985 roku. W centrum tenisowym Crandon Park na wyspie Key Biscayne, połączonej z Miami długą szosą-mostem Rickenbacker Causeway, jest obecny od 1987 r. (wcześniej grano w Delray Beach i Boca West).
Były lata, gdy nazywano go zimowym Wimbledonem; zawsze miał prestiż, dobrą obsadę i wielką pulę nagród. Bywało, że ustępował pod tym względem tylko US Open i Wimbledonowi.