Kto dalej poniesie ogień

Za kilka dni skończą wspólnie 72 lata, wkrótce wygrają setny turniej deblowy. Bracia Bob i Mike Bryanowie – ostatni symbol doskonałości w gasnącej specjalizacji.

Publikacja: 21.04.2014 15:00

Znak firmowy Boba i Mike’a Bryanów (Bob z lewej). Tak robią po każdym wygranym meczu

Znak firmowy Boba i Mike’a Bryanów (Bob z lewej). Tak robią po każdym wygranym meczu

Foto: Maddie Meyer/Getty Images/AFP

Pewien humorysta rzekł: – Są dwie rzeczy w życiu, na które nigdy nie jesteśmy przygotowani: bliźniaki. Rodzice Mike'a i Boba jednak byli. Mama Kathy, tenisistka (cztery razy grała w latach 60. w Wimbledonie), potem trenerka, ojciec Wayne, też instruktor tenisa, choć główny zawód to prawnik, ponadto muzyk amator. Od razu mieli plan.

Mike (Michael Carl) jest starszy od Boba (Roberta Charlesa) o trzy minuty. Bliźniacy jednojajowi, odbicie zwierciadlane. Mike praworęczny, Bob leworęczny – odrobinę wyższy, nieco cięższy.

Na oko różnic prawie nie widać. Zresztą byli ubierani jednakowo i zachęcani, by podkreślać podobieństwo. Zawsze ich mylono na plakatach i na żywo. Chętnie prowokowali pomyłki, bo potem było z czego się śmiać. Znali starą opowieść o Karlu Meilerze, który grał kiedyś w odstępie kilku tygodni z Timem i Tomem Gulliksonami (też zwierciadlanymi bliźniakami). Potem Niemiec mówił w szatni z przejęciem: – Ludzie, ten Gullikson jest naprawdę dobry. Parę tygodni temu pokonał mnie jedną ręką, teraz drugą!

Chłopcy z Kalifornii

Pierwszy turniej wygrali jako sześciolatkowie (w kategorii do dziesięciu lat), więc talent rozpoznano wcześnie. Problem singla został rozwiązany prostym cięciem – gdy w drabince brat wpadał na brata, oddawał mecz walkowerem, kolejność – na zmianę.

Bracia Bryanowie to jedyni debliści, którzy osiągnęli sportowy i marketingowy sukces

Urodzili się w Kalifornii, tam rozgrywek dla dzieci jest mnóstwo, korty są przy szkołach. Bliźniacy po skończeniu liceum dostali stypendium na Uniwersytecie Stanforda, wygrali ligę uniwersytecką, stąd do profesjonalizmu już tylko krok. W ATP Tour pojawili się w 1998 r., co było dalej, wiemy.

Wyliczanka może trwać długo: 15 tytułów wielkoszlemowych w deblu (we wszystkich czterech turniejach), do tego pięć zwycięstw w mikście, złoto olimpijskie w Londynie (brąz w Pekinie), jeden Puchar Davisa (w 2007 r.), trzy zwycięstwa w Masters, dziewięć razy na szczycie rankingu deblowego na koniec roku. No i ten najbardziej wyśrubowany rekord: 97 wspólnie wygranych turniejów zawodowych, blisko 900 wygranych meczów. Mike w tej klasyfikacji jest odrobinę lepszy, bo w 2002 r. wygrał dwa razy z innymi partnerami i swą prywatną setkę będzie świętował nieco wcześniej.

W porządku goście

Nazywali ich przeróżnie: „Twin Power", „Atak klonów" i podobnie, oni wolą Bryan Brother's Band – tak jak ich zespół muzyczny, w którym Bob gra na klawiszach, Mike na perkusji, czasem na gitarze, gdy zabierze ją ojcu. Styl: tennis rock. Ze śpiewem u nich krucho, więc mają dodatkowego solistę.

Oczywiście są też różni. Bob o Mike'u: – Umysł ścisły, facet bardziej zorganizowany, uważa na to, co je, stosuje dietę bezglutenową, kocha fitness i narzędzia do tego. Ja wydaję na nowe klawisze lub kamerę, on na jakieś elektrody do relaksacji.

Mike o Bobie: – Bardziej kreatywny. W naszym zespole pisze piosenki, robi klipy, ustawia sprzęt, napisał też tenisową aplikację na iPhone'a. Zajmuje się Twitterem. Gorąca głowa. Walnąłem go butelką wody, rzucił we mnie smartfonem.

Koledzy o obu: – W porządku goście, uśmiechnięci, pozytywnie nastawieni do świata.

Patrzą ze szczytu deblowego rankingu na swe zajęcie i widzą, że przyszłość jest jednak niepewna. Młodzi do zawodu się nie garną. Mocni singliści omijają debel, bo to mniej zarobku i prestiżu. Nie widać par, które dalej poniosą ten ogień. Głosy, które wspierają grę podwójną w turniejach, są coraz słabsze. – Wciąż słyszymy to z tylu ust: co stanie się z deblem, gdy zakończymy karierę? Nie chcielibyśmy przejść na emeryturę, nie zostawiając żadnego dziedzictwa – mówią.

Na razie robią co mogą, ale złudzeń nie mają. Zawodowa gra w debla wydaje się powoli odchodzić do przeszłości, choć w tenisie amatorskim trzyma się dobrze, często lepiej od singla.

Faktom trudno jednak zaprzeczać: taktyka gry we dwóch, zgranie – to wszystko wymaga czasu i ćwiczeń. Wskazać dziś nadzwyczajne talenty singlowe można, w deblu – raczej nie. Mocne pary złożone z tenisistów poniżej trzydziestki – trudna sprawa. Znacznie łatwiej wskazać mistrzów, którzy dobijają czterdziestki i wciąż potrafią wygrywać.

To wszystko ma znaczenie. Finały debla zwykle są rozgrywane przed singlowymi, w połowie puste stadiony to przy tej okazji norma. Kreować deblistów na gwiazdy? Dyrektorzy turniejów odpowiadają, że trzeba ciąć koszty. Bliźniacy nieraz krytykowali ATP za to, że władze skąpią na promocję debli.

Wołają, trochę na puszczy, że ustawianie ich meczów na głównych kortach to wciąż turniejowa fikcja. Chcą i mogą się dopasować do Rafaela Nadala i Novaka Djokovicia, ale i tak są od razu zsyłani na boczne korty. Bob ostatnio wymyślił, że w ATP przydałby się komisarz do spraw debla. – Potrzebujemy faceta, który cały czas będzie rozmawiał w naszym imieniu i walczył o nasze prawa – stwierdził.

Gdy bliźniacy słyszą, że wśród deblistów są też  zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, z małej stabilizacji, bo płace nie są złe i powoli rosną, trochę też winią siebie za ten stan. – Każdy myśli o sobie, jest zajęty. Nie bardzo mamy czas zająć się polityką i robić więcej poza kortem. To może być nasz cel, gdy zakończymy karierę – przyznał Bob.

– Może trzeba zrobić z debla jeszcze lepszy produkt telewizyjny, zamiana trzeciego seta na super tie-break nie wystarczy. Mecze zostały skrócone właśnie po to, by pokazywała je telewizja, a trend jest odwrotny, transmisji jest coraz mniej – dodaje.

Czas na setkę

Kiedy powieszą rakiety na ścianach? Być może nie sprawi tego kryzys sportowo-komercyjny debla, tylko rodzina. Obaj są żonaci. Bob ma córeczkę i syna, mała Micaela i Bobby jr już jeżdżą z rodzicami, wujkiem i ciocią na turnieje, ale coraz trudniej pogodzić wędrowne życie z wymaganiami potomków.

Plan jest więc taki: osiągnąć setkę wygranych w ATP Tour, skończyć 2014 r. po raz dziesiąty jako najlepsza para świata i pobić wspólnie rekord Todda Woodbridge'a, który wygrał 16 razy turnieje wielkoszlemowe (11 z Markiem Woodforde'em, pięć z Jonasem Bjoerkmanem). Potem może jeszcze jeden kalendarzowy Wielki Szlem i można grać już tylko na klawiszach i bębnach. Ewentualnie na gitarze.

Pewien humorysta rzekł: – Są dwie rzeczy w życiu, na które nigdy nie jesteśmy przygotowani: bliźniaki. Rodzice Mike'a i Boba jednak byli. Mama Kathy, tenisistka (cztery razy grała w latach 60. w Wimbledonie), potem trenerka, ojciec Wayne, też instruktor tenisa, choć główny zawód to prawnik, ponadto muzyk amator. Od razu mieli plan.

Mike (Michael Carl) jest starszy od Boba (Roberta Charlesa) o trzy minuty. Bliźniacy jednojajowi, odbicie zwierciadlane. Mike praworęczny, Bob leworęczny – odrobinę wyższy, nieco cięższy.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Tenis
Iga Świątek na najwyższych obrotach. Polska w półfinale United Cup
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Tenis
United Cup. Duet Iga Świątek – Hubert Hurkacz zapewnił awans
Tenis
Długi i ciężki mecz Polski na początek United Cup
Tenis
Kamil Majchrzak: Ja musiałem zaczynać od zera
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay