Przegrani wygrają

Kolejna podwyżka wypłat w turniejach Wielkiego Szlema, znów największa nie dla gwiazdorów, lecz dla tych, którzy odpadają w początkowych rundach.

Publikacja: 07.05.2014 03:00

Jak obiecano, tak jest – pokonani w pierwszej rundzie Wimbledonu dostaną w tym roku 27 tysięcy funtów (było 23 500). All England Club podnosi wynagrodzenia przegrywającym na starcie o 14,9 proc., a mistrzom tylko o 10 proc.

Dyrektor wykonawczy klubu Richard Lewis uzasadnił tę decyzję tak samo, jak robią to jego koledzy w pozostałych turniejach Wielkiego Szlema. – Tenisiści ciężko pracują cały rok, walczą o miejsce w rankingu, przechodzą trudne kwalifikacje. Gdy dostają się do turnieju głównego w Wielkim Szlemie, oznacza to, że są sportowcami światowej klasy. Wydatki związane z karierą tenisisty z pierwszej setki rankingu są ogromne, oczywiście nie znaczy to, że mówimy o ubóstwie grających, ale o tym, że często ich zarobki nie są adekwatne do wyjątkowej klasy sportowej – stwierdził dyrektor Lewis.

Już od 2011 roku pula nagród rośnie w Wimbledonie właśnie w ten sposób, że znacznie większa część podwyżek idzie na przegrywających i przegrywające w pierwszych rundach. Uzasadnienie pozostaje bez zmian – wszystko w celu zaspokojenia potrzeb niżej klasyfikowanych robotników rakiety, którzy mają znacznie większe problemy ze zbilansowaniem turniejowych przychodów z wydatkami niż sławy z pierwszej dziesiątki rankingów ATP i WTA.

Tegoroczna podwyżka oznacza, że za samą obecność w pierwszej rundzie Wimbledonu dostanie się 135 proc. więcej pieniędzy niż cztery lata temu. Skumulowany efekt podwyżki dla mistrzów to 60 proc.

– Położyliśmy nacisk na pomoc dużej grupie grających, bo oni potrzebują jej najbardziej. Ci, którzy zwykle odpadają w kwalifikacjach lub na starcie imprezy. Mamy też na uwadze fakt, że musimy być konkurencyjni na arenie międzynarodowej. Śledzimy wszystko, co dzieje się na innych wielkich turniejach, zwłaszcza w Wielkim Szlemie – dodał szef klubu Wimbledon Philip Brook.

Cała wimbledońska pula nagród wzrosła do 25 mln funtów (było 22,56 mln). Zwycięzcy dostaną po 1,76 mln. Andy Murray i Marion Bartoli wzięli 11 miesięcy temu po 1,6 mln.

Sławy nie protestują

Porównania po raz kolejny wypadają korzystnie dla Wielkiego Szlema w Londynie, choć widać, że konkurencja się stara. W tegorocznym Australian Open pokonani w pierwszej rundzie otrzymywali po 30 tys. dolarów australijskich (rok temu 27 600), mistrzowie po 2,65 mln (było 2,43 mln), pula wzrosła z 26 mln do 33 mln.

W Nowym Jorku w 2013 roku płacono pokonanym po 32 tys. dolarów (ile będzie się płacić we wrześniu, jeszcze nie podano, choć wiadomo, że pula całkowita z 2013 roku – 34 mln – też znacząco wzrośnie, bo w 2017 roku ma osiągnąć okrągłe 50 mln).

Najbliższy Wielki Szlem w Paryżu to wypłaty po 24 tys. euro dla pokonanych w pierwszej rundzie (było 21 tys. – to 14,3 proc. wzrostu) oraz po 1,65 mln euro dla mistrza i mistrzyni (10 proc. więcej).

Francuzi patrzą na problem podnoszenia nagród nieco inaczej niż Anglicy. Najwięcej (25 proc. podwyżki) zyskają pokonani w czwartej rundzie, po 20 proc. więcej przyznano przegranym w drugiej i trzeciej. W Paryżu także mówią o wieloletnim planie, obecny obejmuje lata 2013–2016.

– Robimy nasze plany głównie z myślą o tych, którzy odpadają w pierwszym tygodniu – potwierdza dyrektor turnieju i dyrektor generalny Francuskiej Federacji Tenisowej (FFF) Gilbert Ysern.

Wszystkie te podwyżki to efekt negocjacji organizatorów turniejów z działaczami ATP i WTA, a także rywalizacji w prestiżowym wyścigu Londynu, Nowego Jorku, Melbourne i Paryża o miano największego Wielkiego Szlema. Pula nagród i sposób jej dystrybucji ma tu duże, jeśli nie decydujące, znaczenie.

Ale wielkie wypłaty za samo pojawienie się na jednym z czterech największych turniejów to nie tylko metoda bardziej sprawiedliwego dzielenia się zyskami. To także, poprzez rozbudowany system dzikich kart, wsparcie dawnych mistrzów powracających po kontuzjach albo pomaganie młodym talentom z krajów organizatorów Wielkiego Szlema – 32 tys. dolarów lub 27 tys. funtów dla niedawnego juniora to nawet w bogatych krajach znaczący zastrzyk finansowy na starcie kariery.

Największe sławy tenisa nie protestują, bo zarabiają tak wiele na swym gwiazdorskim statusie, że kilka procent podwyżki mogą śmiało ofiarować rywalom z drugiego, trzeciego i czwartego szeregu.

Nie jest tajemnicą, że w rozmowach z organizatorami US Open czy Wimbledonu brali udział członkowie komisji zawodniczych. Zdanie Rogera Federera miało znaczenie.

Wszyscy zadowoleni

Uczestnicy Wielkich Szlemów nie mają zatem na co narzekać, pozostaje spytać, co dostają widzowie. Efekty uboczne zanotowano na razie dwa: dzikie karty powodują, że w turniejach pojawiają się co roku lokalni bohaterowie tylko po to, by przegrać, pobrać wypłatę i zniknąć na kolejne miesiące ze sceny. Są w tym nieźli brytyjscy lub australijscy specjaliści.

Efekt drugi – pojawić się w Wielkim Szlemie to dziś dla średniaków wielki zysk. Kontuzjowani, chorzy, zmęczeni, bez formy – zrobią wszystko, by zagrać. Od roku czy dwóch widać, że plaga kontuzji dopada tenisistów w pierwszych rundach, trudno uwierzyć w nagłe przepracowanie lub uraz w ostatniej chwili. Oni po prostu przyjeżdżają po pieniądze. I wszyscy są zadowoleni.

Tenis
17-letnia Rosjanka znów za silna dla Igi Świątek. Polka nie obroni tytułu w Indian Wells
Tenis
Brąz cenniejszy niż złoto. Iga Świątek bierze rewanż za igrzyska
Tenis
Indian Wells. Rozpędzona Iga Świątek
Tenis
Raj zamienił się w piekło. Hubert Hurkacz przegrywa w Indian Wells
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Tenis
WTA w Indian Wells. Iga Świątek w najlepszym wydaniu. Jest jedno ale
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń