Jak obiecano, tak jest – pokonani w pierwszej rundzie Wimbledonu dostaną w tym roku 27 tysięcy funtów (było 23 500). All England Club podnosi wynagrodzenia przegrywającym na starcie o 14,9 proc., a mistrzom tylko o 10 proc.
Dyrektor wykonawczy klubu Richard Lewis uzasadnił tę decyzję tak samo, jak robią to jego koledzy w pozostałych turniejach Wielkiego Szlema. – Tenisiści ciężko pracują cały rok, walczą o miejsce w rankingu, przechodzą trudne kwalifikacje. Gdy dostają się do turnieju głównego w Wielkim Szlemie, oznacza to, że są sportowcami światowej klasy. Wydatki związane z karierą tenisisty z pierwszej setki rankingu są ogromne, oczywiście nie znaczy to, że mówimy o ubóstwie grających, ale o tym, że często ich zarobki nie są adekwatne do wyjątkowej klasy sportowej – stwierdził dyrektor Lewis.
Już od 2011 roku pula nagród rośnie w Wimbledonie właśnie w ten sposób, że znacznie większa część podwyżek idzie na przegrywających i przegrywające w pierwszych rundach. Uzasadnienie pozostaje bez zmian – wszystko w celu zaspokojenia potrzeb niżej klasyfikowanych robotników rakiety, którzy mają znacznie większe problemy ze zbilansowaniem turniejowych przychodów z wydatkami niż sławy z pierwszej dziesiątki rankingów ATP i WTA.
Tegoroczna podwyżka oznacza, że za samą obecność w pierwszej rundzie Wimbledonu dostanie się 135 proc. więcej pieniędzy niż cztery lata temu. Skumulowany efekt podwyżki dla mistrzów to 60 proc.
– Położyliśmy nacisk na pomoc dużej grupie grających, bo oni potrzebują jej najbardziej. Ci, którzy zwykle odpadają w kwalifikacjach lub na starcie imprezy. Mamy też na uwadze fakt, że musimy być konkurencyjni na arenie międzynarodowej. Śledzimy wszystko, co dzieje się na innych wielkich turniejach, zwłaszcza w Wielkim Szlemie – dodał szef klubu Wimbledon Philip Brook.