Szczęśliwe (lub nieszczęśliwe) numerki wyciągali Serena Williams (dla panów) i Rafael Nadal (dla pań). Drabinkę męską ułożono najpierw.
Z polskiego punktu widzenia nie jest łatwa, choć pierwszy rywal Janowicza, Victor Estrella z Dominikany, to na pewno nie gigant tenisa. Ma już 34 lata, a właściwie wielkoszlemowy debiutant. Dopiero po dziewięciu latach gry zawodowej wygrał w Medellin pierwszy challenger ATP (potem jeszcze w Quito i Bogocie). Po dwunastu latach, czyli tej wiosny, dotarł wreszcie do końca pierwszej setki rankingu ATP (nr 98. to jego rekord długiej kariery), tym samym do pierwszego startu w paryskim turnieju głównym.
W Wielkim Szlemie do tej pory obecny tylko w kwalifikacjach (11 startów, 7 porażek w pierwszych rundach, nigdy nie awansował). Łatwo się domyślić, to specjalista od gry na kortach ziemnych, więc lekceważyć jednak rywala nie można, choć jest niższy od Polaka o 30 cm. Janowicz musi po prostu rzucić wszystkie siły na Victora, przerwać ciąg porażek i dopiero wtedy spojrzeć w drabinkę.
Jeśli wygra, dojrzy, że w drugiej rundzie zagra z Michałem Przysiężnym lub Jarkko Nieminenem – w tej parze faworytem jest jednak Fin. Gdyby najlepszy z Polaków przełamał się na dobre, pokonał dwóch rywali, to wedle rozstawienia w trzeciej rudzie powinien trafić na Jo-Wilfrieda Tsongę (nr 13). Dając się ponieść wyobraźni można też patrzeć dalej, ale wtedy, w 1/8 finału próg jest niemal nie do przejścia – Novak Djoković (2).
Łukasz Kubot trafił na Ernestsa Gulbisa, Łotysz nie dość, że rozstawiony (18), to w tym roku gra dobrze. Tu również los się nie uśmiechnął.