Korespondencja ?z Londynu
Kolejka za murkiem Wimbledon Park Road już stoi, komunikaty mówiły, że o 8.30 rano w niedzielę ludzi było znacznie więcej niż wolnych biletów na kort centralny i kort nr 1. Ci, którzy je zdobędą, zobaczą po meczu Andy'ego Murraya (obrońca tytułu zwyczajowo otwiera gry na centralnym) Paulę Kanię i Na Li.
O Kani przeciętny kibic wie niewiele, choć 21-letnia tenisistka z Sosnowca była już mistrzynią Polski (2011) i wygrała kilka turniejów ITF. Jej codzienność to życie na obrzeżach wielkiego tenisa, podróże starym autem na treningi, szukanie sponsorów, kłopoty z opłacaniem kortów i trenerów, gra w lidze niemieckiej dla chleba oraz ciułanie punktów rankingowych w małych turniejach, mozolne próby wspinania się wyżej.
Przełom nastąpił późną jesienią ubiegłego roku, gdy wygrała nieco większy (pula 50 tys. dol.) turniej ITF na Tajwanie, awansowała do drugiej setki rankingu i mogła śmielej myśleć o startach w eliminacjach wielkoszlemowych. Do tej pory się nie udawało, w Roehampton, południowo-zachodniej dzielnicy Londynu, wreszcie tak.
Teraz jest nagroda. Paula Kania w poniedziałek zagra z drugą rakietą świata przed 15 tysiącami widzów i tylko się śmieje. – Super. Nie mam się czego bać. To dla mnie sama radość i świetna nauka, jak walczy się z tak silnymi tenisistkami. Niech Na Li się martwi, ja po prostu się cieszę, że tu jestem – mówiła.