Turniej rozgrywany był wówczas w innym miejscu – nie na dzisiejszych kortach przy Church Road, ale o parę ulic na południe, przy Worple Road, gdzie tenisiści walczyli do 1921 r. Także sposób rozgrywek był różny od współczesnego. Obrońca tytułu w spokoju czekał na zwycięzcę rywalizacji pozostałych uczestników, by zmierzyć się z nim w meczu o tytuł. Taki system – challenge round – również zniesiono po roku 1921.

W 1914 r. kroniki doniosły o rozbudowie trybun kortu centralnego (kosztem dwóch tysięcy funtów), co pozwoliło zwiększyć liczbę widzów z 2300 do 3500. Za 2300 funtów zakupiono dwa domy przyległe do terenów All England Lawn Tennis and Croquet Club, by zamienić je na szatnię dla pań i biuro. Jednak coś za coś – powszechne niezadowolenie widzów wywołała podwyżka cen filiżanki herbaty i kawałka ciasta, z pięciu pensów na sześć. Pogoda zawiodła tylko raz – deszcz w drugi piątek turnieju uniemożliwił rozgrywki, dlatego turniej zakończono w trzeci poniedziałek.

Udało się zażegnać drobny incydent natury marketingowej – balon z reklamą niedzielnego wydania jednej z gazet wiszący nad kortami i denerwujący zawodników został szybko usunięty. Gry mogły potoczyć się swoim niespiesznym rytmem.

W drabince pojawiły nazwiska, które przetrwały w pamięci tenisa. Australijczyk Norman Brookes wygrał rywalizację singlistów, a dziś jest patronem trofeum wręczanego zwycięzcy turnieju mężczyzn podczas Australian Open. Ceniono go zresztą już wtedy – zdaniem innego z wielkich epoki, Billa Tildena, wyróżniał się w światowym tenisie „intelektem najwyższej próby".

Pokonany w finale obrońca tytułu, Nowozelandczyk Anthony Wilding, mógł mieć nadzieję, że dopadł go jedynie chwilowy kryzys – w końcu w latach 1910-13 wygrywał w Londynie czterokrotnie – i w kolejnym sezonie znów będzie górą. Jednak pierwszy rozdział tenisowej historii, rozpoczęty w drugiej połowie XIX wieku, dobiegł końca. Niespełna rok później Wilding zginął we Francji na froncie wojny światowej. Na kolejny Wimbledon trzeba było czekać pięć lat.