W sobotę Petra Kvitova zadziwiła Wimbledon swobodą, siłą i szybkością, z jaką poskromiła zapędy młodej Kanadyjki. Mecz trwał tylko 55 minut, krótszego finału nie widziano w Londynie od ponad 30 lat. Czeszka zagrała nawet lepiej, niż w 2011 roku, gdy wygrywała na SW19 po raz pierwszy, z Marią Szarapową.
Pierwszy finał wielkoszlemowy Eugenie Bouchard, zwanej Genie, okazał się dla niej srogą lekcją pokory, ale czy na długo wystarczy, można wątpić. Pokonana, ale nie złamana – to był wizerunek młodej tenisistki już chwilę po meczu. – Stać mnie na wiele takich finałów, to kolejny krok we właściwym kierunku, jestem dumna z gry w całym turnieju, może tylko nie zasłużyłam na ciepłe uczucia za finał – mówiła.
Zachwyty Brytyjczyków panną Eugenią nie do końca można wytłumaczyć. Być może chodzi o związki kulturowe i historyczne Kanady z imperium, może fakt, że Bouchard ma imię po księżniczce z rodu panującego (była obecna w loży królewskiej), z drugiej strony to Genie zabrała na własność Laurze Robson trenera Saviano, o co Angielka miała słuszne pretensje i zakończyła znaną w środowisku przyjaźń. Tak czy inaczej, trybuny wspierały pokonaną, a brawa zdecydowanie bardziej należały się dzielnej Petrze, która po słowiańsku uroniła parę łez, dedykowała sukces spłakanemu tacie (mgr Jiři Kvita, zastępca burmistrza miasteczka Fulnek, w niedzielę obchodził urodziny) i znów pokazała tenis, z którego może być dumna.
– Dobrze wiedziałam, co robić, by wygrać z Genie. Byłam w stu procentach gotowa i prawdopodobnie nigdy wcześniej nie zagrałam tak dobrze. Niekiedy sama nie mogłam uwierzyć, że tak znakomicie odbijam piłki. Myślę, że mojej rywalce było trudno wytrzymać to, że dobiegałam do każdej piłki i odsyłałam na drugą stronę. Tak, to możliwe, że byłam w sportowym transie. To mi się zdarza. Spróbuję być w takim stanie częściej – powiedziała mistrzyni, gdy już dotarła do dziennikarzy.
Szła długo, bo musiała wspiąć się do swej grupy wsparcia i wyściskać należycie trenera, tatę i wszystkich innych. Przy okazji odbył się debiut „Championship Gate", nowej małej furtki prowadzącej do loży gości, by mistrz lub mistrzyni już nigdy więcej nie robili wspinaczkowych akrobacji na ramionach i głowach widzów.
Petra musiała jeszcze odebrać trofeum i porozmawiać dla publiczności z ikoną BBC Sue Barker, następnie zobaczyć z bliska, jak na tablicy honorowej w hallu głównym kortu centralnego pojawiają się liczby „2014" i drugi złoty napis: „Miss P. Kvitowa". Potem w korytarzach i zaułkach odbierała gratulacje od Martiny Navratilovej, Hany Mandlikowej, Heleny Sukovej, od Marion Bartoli i Martiny Hingis, sędziów, dyrektorów turnieju, ochroniarzy i sprzątaczek, a na końcu także od starszego niepozornego pana, inżyniera Jana Kodesza, mistrza singla z 1973 roku.