To był jeden z najbardziej niezwykłych meczów tegorocznych mistrzostw WTA. Zaczął się obiecująco dla Polki, prowadziła 4:3 w pierwszym secie i miała dwie piłki na przełamanie podania Rosjanki, lecz to była tylko krótka zapowiedź dalszych atrakcji, jakie czekały widzów w Singapore Indoor Stadium.
Szarapowa obroniwszy się przed zagrożeniem zaczęła grać z wielkim wigorem, atak był tak silny, że droga od remisu 5:5 do seta 7:5 dla Marii okazała się dość krótka. Wykonała połowę planu – musiała zwyciężyć Polkę w dwoch setach, by zachować szansę awansu do półfinału.
Drugi set zapewne zapamiętają obie na długo, będzie to jedna z najbarwniejszych opowieści z WTA Finals 2014. Początek fatalny dla Radwańskiej. Niesiona powodzeniem Rosjanka grała dużo lepiej, niż na początku spotkania, gem po gemie kruszyła obronę Polki, wydawało się, że zmiecie rywalkę z kortu. Los też pomagał – raz i drugi darował Marii punkt po uderzeniu piłki w taśmę.
Pierwszy skok emocji przyszedł przy stanie 5:1 dla Szarapowej. Polka serwowała, ale dostała znów jedną i drugą kontrę, przegrywała 15-40. Dwie piłki meczowe i nagle jak za sprawą magii – Agnieszka broni się raz, broni drugi, za chwilę wyrównuje i wygrywa.
5:2 to jeszcze niewielka odmiana, to tylko cień szansy na uratowanie seta, nie mówiąc o meczu. Jednak kto wierzył w Polkę, miał powody do satysfakcji – wygrała, i to względnie gładko, kolejnego gema przy podaniu rywalki, zdobyła po wielkim boju kolejny gem broniąc następną piłkę meczową.