To miała być największa atrakcja wtorku – spotkanie Szkota z Kanadyjczykiem wieczorową porą, z misją koniecznej wygranej, bo porażka w praktyce oznaczała koniec marzeń o awansie.
Murray wykorzystał szansę, choć trzeba dodać, że młody rywal mu pomógł. Był zbyt niecierpliwy, atakował chaotycznie, nie potrafił serwować równo i skutecznie – szybkość piłki to nie wszystko. W pierwszym secie wystarczyło Murrayowi jedno przełamanie podania Raonica, w drugim też był dość szybko z przodu – prowadził 2:1 i serwował, ale wtedy, raz jeden Kanadyjczyk zdołał wyrównać.
Rozstrzygnięcie przyszło przy stanie 5:5, gdy jeszcze raz Andy Murray wykorzystał wszystkie słabości rywala – nieregularne podanie i niepewny bekhend. Prowadząc 6:5, mimo lekkiego zdenerwowania, wykorzystał drugą piłkę meczową. Brytyjskie nadzieje zostały podtrzymane, choć twierdzić, że Szkot odzyskał już wszystkie swe sportowe zalety – za wcześnie.
Roger Federer niemal na pewno zagra w półfinale, ale słowo niemal musi paść, gdyż Andy Murray wygrywając z Raonicem w dwóch setach przedłużył wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia w grupie B aż do czwartku (jeden lub dwa sety wygrane przez Kanadyjczyka oznaczałyby obecność Szwajcara w półfinale).
Układ ostatnich meczów (Federer - Murray, Nishikori - Raonic) jest taki, że teoretycznie awans może zdobyć każdy z czwórki w grupie B. Sześciokrotny mistrz Masters po pokonaniu Kei Nishikoriego mówił jednak o przyszłości z wielkim optymizmem, o młodym rywalu z szacunkiem.