Jeśli nie teraz, to nigdy

Finał Pucharu Davisa Francja – Szwajcaria odbędzie się w Lille na stadionie piłkarskim.

Aktualizacja: 21.11.2014 08:26 Publikacja: 21.11.2014 01:00

Roger Federer i Stanislas Wawrinka marzą o sukcesie Szwajcarii

Roger Federer i Stanislas Wawrinka marzą o sukcesie Szwajcarii

Foto: PAP/EPA

W kwestiach organizacyjnych wszystko jasne. Pod efektownym superdachem Stade Pierre Mauroy czeka od paru dni zadbany kort ziemny. Na nim w piątek o godz. 14 przed 27 tysiącami widzów pojawią się najpierw Jo-Wilfried Tsonga i Stan Wawrinka, po nich Gael Monfils i Roger Federer.

Losowanie zapowiada jeszcze sobotni (o 15.30) mecz deblowy Juliena Benneteau i Richarda Gasqueta z Marco Chiudinellim i Michaelem Lammerem oraz niedzielne single (od 13) Tsonga – Federer i Monfils – Wawrinka, ale do tych zapowiedzi można się odnosić z pewną rezerwą, skoro skład debli kapitanowie Arnaud Clement i Severin Luthi mogą zmienić godzinę przed starciem, a po trzecim lub czwartym spotkaniu mecz może się rozstrzygnąć.

Z francuskiego punktu widzenia to jedno z wydarzeń roku. Gdyby w finale miała zwyciężyć przeszłość, to gospodarze powinni dostać srebrzystą nagrodę bez walki. Zdobywali Puchar Davisa dziewięć razy (tylko USA i Australia mają więcej sukcesów, Wielka Brytania tyle samo), do tego siedem razy grali w finale, ostatnio w 2010 r. z Serbią. Zaczęli rywalizację w 1904 r., mija właśnie 110 lat od ich debiutu.

Czterej muszkieterowie

Sześć z dziewięciu zwycięstw to zasługa wspaniałej czwórki muszkieterów z lat 1927–1931, którą tworzyli René Lacoste, Henri Cochet, Jean Borotra i Jacques Brougnon. Potem było długie czekanie, które w 1991 r. w Lyonie skończyli Guy Forget i Henri Leconte, wygrywając z USA. Następnie był sukces w Malmoe, gdzie po raz drugi zwycięską drużynę poprowadził kapitan Yannick Noah. Ostatni raz Francja wygrała w 2001 r. w Australii; wtedy kapitanem był Forget.

Duma z tych zwycięstw była szczególna, odznaczenia z rąk prezydentów i parady pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu uzasadnione, bo w Wielkich Szlemach po epoce muszkieterów Francuzom nie szło nadzwyczajnie. Mieli jeszcze trzech mistrzów: Marcela Bernarda (Roland Garros 1946), Yvona Petrę (Wimbledon 1946) i Noaha, który wygrał Roland Garros w 1983 r.

Pokolenie, które staje w Lille naprzeciwko Rogera Federera (17 tytułów wielkoszlemowych) i Stana Wawrinki (jeden), też może się czuć niespełnione. Niby zdolni i chwaleni, ale Tsonga – finalista Australian Open 2008, Gasquet (nazywany w wieku dziewięciu lat Mozartem tenisa), Monfils czy Gilles Simon na określenie „nowi muszkieterowie" nie zasłużyli.

Ostatnie marzenie Federera

Tylko historia powoduje, że Szwajcarzy mogą się czuć gorsi. Mają z Francuzami wstydliwy bilans 2-10. Zaczęli grać o srebrną salaterę w 1922 r., w 159 meczach ponieśli 84 porażki. Dni chwały przeżyli tylko raz, w 1992 r., gdy w finale walczyli w Teksasie z Amerykanami i choć przegrali, to zdobyli punkt, bo Jakob Hlasek pokonał Jima Couriera. Oprócz Hlaska grał wtedy Marc Rosset, na Couriera, Andre Agassiego, Johna McEnroe i Pete'a Samprasa mocy nie starczyło.

Gdy spytać przeciętnego Szwajcara, jakie sukcesy tenisowe pamięta, pewnie będzie dużo mówił o Martinie Hingis, Federerze i Wawrince. Tylko nieliczni wiedzą, że mały kraj ma bardzo dużo kortów, że największą cykliczną imprezą sportową w kraju jest wciąż turniej tenisowy Swiss Indoors, że w 1978 r. pierwszy Szwajcar, Heinz Günthardt, wygrał turniej ATP (potem był długo trenerem Steffi Graf, z nim Niemka zdobyła 12 tytułów w Wielkim Szlemie), że Hlasek grał w półfinale Masters, a Rosset jest mistrzem olimpijskim z Barcelony, że obok Hingis błyszczała swego czasu Patty Schnyder.

Dziś liczy się jednak tylko to, że Szwajcarzy mają w drużynie drugiego i czwartego tenisistę świata, że Federer poświęcił część mistrzowskiej sławy, gdy oddał bez walki finał ATP World Tour Finals i przybył do Lille z misją zdobycia ostatniego wielkiego trofeum, którego nie ma. Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy – piszą i mówią wszyscy wokół i pewnie mają rację.

Transmisję telewizyjną z finału Pucharu Davisa 2014 można oglądać od piątku do niedzieli na kanale 36 platformy nc+.

W kwestiach organizacyjnych wszystko jasne. Pod efektownym superdachem Stade Pierre Mauroy czeka od paru dni zadbany kort ziemny. Na nim w piątek o godz. 14 przed 27 tysiącami widzów pojawią się najpierw Jo-Wilfried Tsonga i Stan Wawrinka, po nich Gael Monfils i Roger Federer.

Losowanie zapowiada jeszcze sobotni (o 15.30) mecz deblowy Juliena Benneteau i Richarda Gasqueta z Marco Chiudinellim i Michaelem Lammerem oraz niedzielne single (od 13) Tsonga – Federer i Monfils – Wawrinka, ale do tych zapowiedzi można się odnosić z pewną rezerwą, skoro skład debli kapitanowie Arnaud Clement i Severin Luthi mogą zmienić godzinę przed starciem, a po trzecim lub czwartym spotkaniu mecz może się rozstrzygnąć.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Tenis
Iga Świątek broni tytułu w Madrycie. Już na początku szansa na rewanż
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu