To był koncert tenisa finezyjnego, na korcie zobaczyliśmy Hurkacza w najlepszym wydaniu. Skutecznie serwował, imponował instynktem, był niezłomny, nie bał się ofensywnej gry. Pierwszy set trwał, a w mediach społecznościowych pojawiały się kolejne fragmenty efektownych akcji złożonych ze sprintów, skrótów i lobów. Obaj tenisiści dostarczyli kibicom rozrywki na wysokim poziomie.
Polak mógł ukraść trzeciemu zawodnikowi światowego rankingu już pierwszego seta, bo prowadził 4:1, ale przegrał pięć kolejnych gemów. Druga partia obyła się bez przełamań i Hurkacz rozstrzygnął ją na swoją korzyść w tie-breaku. Trzecią zaczął źle, bo już w pierwszym gemie serwisowym stracił podanie. To przesądziło o losach meczu, bo Alcaraz szans na przełamanie powrotnie mu nie dał.
Czytaj więcej
Wicelider rankingu ATP po meczu z Jannikiem Sinnerem usłyszał, że "Australia wierzy Oldze i Brendzie"
Hubert Hurkacz – Carlos Alcaraz. Polak mógł mieć nadzieję
Przebieg wieczoru nie był zaskoczeniem. Hurkacz w Rotterdamie kwitł z każdym meczem i mógł mieć nadzieję na sukces, zwłaszcza że Alcaraz od wrześniowego zwycięstwa nad Jannikiem Sinnerem w Pekinie przeżywa - jak na swoje standardy - niemały kryzys. Turniej w Paryżu zakończył na drugiej rundzie, odpadł z ATP Finals w fazie grupowej, a w Australian Open zatrzymał się na ćwierćfinale.
„Jeżeli chodzi o halę, wciąż jest tenisistą w budowie” - pisała „L”Equipe”, gdy przegrywał w Turynie. To akurat fakt. Alcaraz zwyciężał największe turnieje na trawie, mączce i hardzie, ale wyłącznie na stadionie. Wygrał podczas imprez najwyższej rangi 81 proc. meczów na kortach otwartych, ale tylko 68 proc. - pod dachem. Więcej: poza Next Gen ATP Finals (2019) nigdy nie awansował do finału.