Świątek w pierwszym wielkoszlemowym występie z Wimem Fissette w boksie trenerskim nie zawiodła i w 81 minut pokonała dwukrotną deblową mistrzynię Australian Open Katerinę Siniakovą 6:3, 6:4. To dobry zwiastun na otwarcie wielkoszlemowego turnieju, podczas którego Polka – jako wiceliderka rankingu – po raz pierwszy od trzech lat jest myśliwym, a nie ściganą.
Nasza tenisistka rok temu zakończyła rywalizację w Melbourne na trzeciej rundzie, więc wielu punktów nie broni. Niewielu widzi też w niej faworytkę, fachowcy wyżej wyceniają szanse broniącej tytuły Aryny Sabalenki oraz Coco Gauff. Rywalizacja z Białorusinką i Amerykanką to jednak wciąż odległa perspektywa, bo obie są w drugiej połowie turniejowej drabinki.
Czytaj więcej
Serb wrócił do Melbourne. Tegoroczny Australian Open to jedna z jego ostatnich szans na wielkoszlemowe zwycięstwo
Australian Open. Magdalena Fręch znowu błyszczy w Melbourne
Świątek nie będzie w drugiej rundzie sama, bo swój mecz wygrała także Fręch. Polka pokonała 6:4, 6:4 Polinę Kudiermietową i to zwycięstwo, które zasługuje na uznanie, bo młoda Rosjanka w Australian Open przebrnęła przez kwalifikacje, a wcześniej, podczas otwierającego tenisowy sezon turnieju rangi WTA 500 w Brisbane, dopiero w finale przegrała z Sabalenką (6:4, 3:6, 2:6).
Fręch Melbourne najwyraźniej lubi, skoro rok temu awansowała tam do czwartej rundy. To - aż do wygranego we wrześniu turnieju w Guadalajarze - było jej największym sukcesem w karierze. Teraz Polka, która jest rozstawiona z numerem 23, zmierzy się z inną Rosjanką, Anną Blinkową (pokonała w pierwszej rundzie Darię Saville 1:6, 6:4, 7:5) i także będzie faworytką.