Billie Jean King Cup. Ostatnia taka noc w Maladze. Włoszki sprytniejsze od Polek

Iga Świątek i Katarzyna Kawa przegrały z Jasmine Paolini i Sarą Errani. To dla Polek koniec Billie Jean King Cup, ale półfinał jest największym takim sukcesem w dziejach naszego tenisa.

Publikacja: 19.11.2024 00:33

Iga Świątek i Katarzyna Kawa przegrały z Jasmine Paolini i Sarą Errani

Iga Świątek i Katarzyna Kawa przegrały z Jasmine Paolini i Sarą Errani

Foto: AFP

Gra podwójna zaczęła się godzinę wcześniej niż przed dwoma dniami z Czeszkami, ale i tak wiedzieliśmy, że Polki ponownie rywalizację w finałach Billie Jean King Cup zakończą po północy. - Nie byłyśmy faworytkami tego debla – mówiła Świątek dwa dni temu i teraz mogła te słowa powtórzyć, skoro po drugiej stronie siatki stanęły mistrzynie olimpijskie z Paryża.

To deblowe doświadczenie było widać. Sara Errani i Jasmine Paolini konsekwentnie zagrywały na Katarzynę Kawę, a ta pierwsza za wszelką cenę starała się unikać wymian z głębi kortu z Igą Świątek. Obie pary miały swoje szanse na przełamanie w pierwszym secie, aż wreszcie – przy wyniku 5:5 – Włoszki wygrały gema po tym, jak Paolini sprytnie returnowała przy serwisie Kawy.

Mistrzynie olimpijskie  umiały Polki przechytrzyć. Widzieliśmy, po której stronie siatki stoją rasowe deblistki. Im dłużej trwał mecz, tym większą rolę grały oczywiście nerwy i zmęczenie. Polki prowadziły już 5:1, ale Włoszki pokazały, że mają nerwy ze stali – zwłaszcza przy kluczowych wymianach, gdy było 40:40. Odrobiły straty i wygrały mecz, zapewniając swojej reprezentacji awans do finału.

Czytaj więcej

Linette dla "Rz": Dlaczego zamknęłam się w pokoju i płakałam 25 godzin

Polska – Włochy. Magda Linette obudziła się zbyt późno

Mecz zaczęła Linette, która w piątek przez blisko cztery godziny walczyła, żeby wyleczyć się z koszmaru o twarzy Sary Sorribes Tormo, z którą mierzyła się wcześniej czterokrotne i za każdym razem przegrywała. Maratoński wysiłek zakończyła zwycięstwem, ale ta wygrana kosztowała ją dużo, bo kolejnego dnia widzieliśmy, jak fizjoterapeuta pracował nad jej ramieniem.

Minęły trzy dni i Linette wróciła, aby zmierzyć się z Lucią Bronzetti. 25-latka to trzecia rakieta Włoch, ale kapitan Tathiana Garbin uznała, że poradzi sobie lepiej niż Elisabetta Cocciaretto, której porażka z Eną Shibaharą skazała Włoszki na debla w ćwierćfinale z Japonkami. Jej celem było teraz, aby – jako że Jasmine Paolini w meczu ze Świątek nie była faworytką - w ogóle do gry podwójnej doprowadzić.

Bronzetti grała niedawno w półfinale w Gangzhou, ale tak naprawdę wciąż swojego miejsca w kobiecym tourze szuka. Włoszka w tym roku wygrała 19 z 46 meczów i tylko w US Open przebrnęła przez pierwszą rundę. Rok temu, gdy jej reprezentacja dotarła do finału Billie Jean King Cup, 25-latka z Rimini wystąpiła w jednym meczu deblowym i – w parze z Cocciaretto – pokonała Niemki.

Wyczekiwaliśmy meczu dla wytrwałych, ale to Włoszka od początku miała inicjatywę. Linette, z ramieniem ponaciąganym taśmami, grała niepewnie, popełniała dużo błędów i trudno było uciec od wrażenie, że ryzyko w wymianach podejmuje zbyt późno. Złościła się, miała do tego prawo. Przy wyniku 4:6, 0:2 uderzyła dłonią o rakietę, ale po chwili znów przegrała własnego gema serwisowego.

Stanęła pod ścianą, przegrywała 1:4, i wtedy momentum zaczęło się zmieniać. Bardzie doświadczona, połączyła rozsądek z odwagą, po jej stronie kortu pojawiło się więcej dobrej energii. Linette wygrała cztery kolejne gemy, prowadziła 5:4, ale Bronzetti nie dała się złamać. Doszło do tie-breaka, w którym Włoszka była górą i Świątek przyszło grać z Paolini o to, aby utrzymać nas w meczu.

Polska – Włochy. Jasmine Paolini największą bohaterką sezonu

Czwarta zawodniczka rankingu WTA to chyba największa bohaterka sezonu, prawdopodobnie żadna tenisistka w tourze nie zrobiła takiego postępu, a jej sukcesom towarzyszył jednocześnie niepowtarzalny, dziewczęcy wdzięk. Trudno było nie kibicować Paolini, gdy wobec pytań o przyczyny swojego nieoczekiwanego, późnego rozkwitu momentami sprawiała wrażenie wręcz bezradnej.

Paolini wielokrotnie zapewniała, że czuje się stuprocentową Włoszką, choć jej babcia jest Polką, a dziadek Ghańczykiem z duńskim paszportem. Wychowała się w Toskanii, ale wakacje spędzała w Łodzi

- Wydaje mi się, że to ważne, aby mieć w życiu marzenia, ale ja sama w młodości dziwiłam się, słuchając Novaka Djokovicia, który mówił, że już jako dzieciak chciał być numerem jeden. Mi wydawało się to czymś niewiarygodnym. Nie miałam takich marzeń. Nigdy nie śniłam o finale turnieju Wielkiego Szlema, a jednak tu jestem – mówiła przed meczem ze Świątek w Roland Garros.

Pięć lat pracowała na awans do czołowej „setki” światowego rankingu, a pięć kolejnych, aby zagrać w drugim tygodniu turnieju Wielkiego Szlema. Wszystko przyspieszyło w ubiegłym roku, gdy przestała przegrywać mecze przed ich rozpoczęciem. - Dziś wychodzę na kort i mówię: „Mam szansę wygrać”, a kiedyś, grając z kimś z czołówki wydawało mi się, że potrzebuję cudu - wyjaśniała.

Dotarła do finału w Paryżu i Londynie oraz czwartej rundy w Melbourne i Nowym Jorku, choć wcześniej nigdy nie wygrała na wielkoszlemowym turnieju więcej niż jednego meczu. Teraz zaczęła się realizować zarówno w singlu, jak i deblu, bo w grze podwójnej także awansowała na Roland Garros do finału, a później sięgnęła z Sarą Errani po olimpijskie złoto.

Czytaj więcej

Piękna i długa noc w Maladze. Czy Polki mogą zdobyć Tenisowy Puchar Świata?

Wielokrotnie zapewniała, że czuje się stuprocentową Włoszką, choć jej babcia jest Polką, a dziadek Ghańczykiem z duńskim paszportem. Mama urodziła się w naszym kraju, ale później wyszła za Włocha, który prowadził bar, gdzie była kelnerką. Paolini dorastała w Toskanii, lecz wakacje spędzała u babci w Łodzi. Niewykluczone więc, że ze Świątek przywitała się przed meczem po polsku.

Polska – Włochy. Waleczna Iga Świątek odrobiła straty

Wiedzieliśmy, że Paolini wyjdzie na kort z wiarą w siebie, której nauczył jej ostatni rok. Jednocześnie akurat na Świątek nigdy nie miała recepty, bo panie grały ze sobą trzykrotnie i za każdym razem Włoszka zdobywała w całym meczu po trzy gemy. Teraz ten dorobek podwoiła już w pierwszym secie, bo pokazała dobrze znane atuty: świetnie serwowała oraz biegała wzdłuż linii końcowej jak szalona.

Świątek – jak zdarzało jej się już w tym roku mówić o samej sobie – sprawiała wrażenie „zardzewiałej”. Organizatorzy zapisali jej w pierwszym, przegrany 3:6 secie, siedem niewymuszonych błędów, ale wydaje się, że mogło być ich nawet dwa razy więcej. Problemem naszej tenisistki był przede wszystkim forehand. Zdarzało się, że po błędach machała ze złości rękami i krzyczała sama do siebie.

Drugi set był już wyrównany, rozstrzygnęło go jedno przełamanie na korzyść Świątek. Polka także w trzecim jako pierwsza wygrała gema przy serwisie Włoszki, ale Paolini odpowiedziała. Obie wdały się w wymianę ciosów, walczyły niestrudzenie. Kiedy na tablicy pojawił się wynik 4:4, nasza tenisistka miała już na koncie trzynaście obronionych break pointów, a rywalka - sześć.

Ostatnie słowo należało do Polki. To ona zdobyła najważniejsze punkty, bo w sumie obie tenisistki dorobek wypracowały identyczny: 105-105. Świątek po raz kolejny wykonała tytaniczną pracę, jest dla reprezentacji w tym turnieju stachanowcem. Liderka kadry po 158 minutach meczu z Paulą Badosą i 161 z Lindą Noskovą teraz spędziła ich na korcie 158, a przecież znów czekał na nią jeszcze debel.

Polska – Włochy, półfinał Billie Jean King Cup

Magda Linette – Lucie Bronzetti 4:6, 6:7(3)

Iga Świątek – Jasmine Paolini 3:6, 6:4, 6:4

Iga Świątek/Katarzyna Kawa – Jasmine Paolini/Sara Errani 5:7, 5:7

Tenis
Iga Świątek wróciła. Na początek porażka
Tenis
Jak zareaguje Iga Świątek? Powrót po trudnym czasie
Tenis
Agnieszka Radwańska wraca do tenisa. W zupełnie nowej roli
Tenis
Wielka Brytania: Transpłciowe zawodniczki nie zagrają w tenisa z kobietami
Tenis
Hubert Hurkacz nie zagra z Igą Świątek. Na razie
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10