Polka rozegrała swój 97. mecz w turnieju Wielkiego Szlema i odniosła 80. zwycięstwo. Lepszy bilans, niż podczas US Open (17:4), ma tylko na kortach Roland Garros (35:2), a o tym, że Nowy Jork da się lubić, przekonała się przed dwoma laty, kiedy na korcie Arthura Ashe'a podniosła trofeum. Droga do powtórzenia tamtego sukcesu pozostaje długa, co potwierdził także mecz z Rachimową.
22-latka z Jekaterynburga po raz drugi w karierze dostała się do turnieju głównego US Open jako „szczęśliwa przegrana” - była najwyżej sklasyfikowaną tenisistką, która odpadła w kwalifikacjach, gdy ze startu wycofała się kontuzjowana Ons Jabeur – i podczas meczu ze Świątek miała powody do radości, więcej: była nawet o jedną piłkę od trzeciego seta.
Czytaj więcej
Maks Kaśnikowski przegrał z Pedro Martinezem 7:6, 1:6, 2:6, 6:3, 6:7 i debiut w US Open zakończył na pierwszej rundzie. Poza turniejem singlistek są już Magdalena Fręch oraz Magda Linette.
Polka szybko objęła prowadzenie 4:0 i kiedy zastanawialiśmy się, czy już premierową partią otworzy w Nowym Jorku piekarnię (wygrane do zera wielu określa jako „bajgle”, a te do jednego – jako „bagietki”), Rachimowa zdobyła 12 z 16 kolejnych punktów. Zaczęła grać odważniej, a nasza tenisistka popełniała dużo niewymuszonych błędów. Świątek seta wygrała, lecz nie bez wysiłku.
US Open. Iga Świątek wreszcie bez presji. To Aryna Sabalenka jest w Nowym Jorku faworytką
Tegoroczny US Open jest dla niej o tyle wyjątkowy, że choć zawsze wymaga od siebie dużo, to tym razem nieco niższe są oczekiwania zewnętrzne. Nikt nie wróży Polce trofeum. Eksperci faworytkę widzą raczej w Arynie Sabalence, która po nieudanej pierwszej części sezonu odzyskała uśmiech, wreszcie jest zdrowa i przyleciała do Nowego Jorku kilka dni po zwycięstwie w Cincinnati.