Korespondencja dziennikarza „Rzeczpospolitej” Kamila Kołsuta z Paryża
Polka w sobotę pokonała Włoszkę Jasmine Paolini 6:2, 6:1. To zwycięstwo dało jej trzeci z rzędu triumf w Roland Garros. - Ten turniej był trochę surrealistyczny, z jego początkiem i drugą rundą, po których byłam już w stanie grać z każdym kolejnym meczem coraz lepiej - mówi Świątek. - Jestem dumna, bo zewnętrzne oczekiwania były dość duże, podobnie jak presja, ale sobie poradziłam.
- Jestem perfekcjonistką i kiedy coś robię, zawsze chcę to robić na 100 proc. Ta presja jest więc zawsze ze mną, choć akurat z tą wewnętrzną raczej sobie radzę. Zewnętrzna jest gorsza, ale podczas tego turnieju dobrze sobie z nią radziłam - dodaje nasza tenisistka.
Czytaj więcej
21-letni Hiszpan Carlos Alcaraz i 27-letni Niemiec Alexander Zverev zagrają w finale Roland Garros. Tak wygląda nowe oblicze męskiego tenisa.
Roland Garros. Szalona droga Igi Świątek
23-latka ma dziś na koncie 22 tytuły, w tym pięć wielkoszlemowych, choć pięć lat temu nie potrafiła przejść kwalifikacji do turnieju w Rzymie, co pokazuje, jaką drogę pokonała. - To faktycznie trochę szalone. Wszystko, także mój rozwój, poszło bardzo szybko. Nigdy tak naprawdę się nie zatrzymałam. Może to trochę dziwne, ale też o tyle normalne, że miałam wtedy, w Rzymie, jakieś 18 lat - mówi.
Dziś Świątek jest bogatsza o doświadczenie, które pomaga jej w tak trudnych sytuacjach, jak trzeci set meczu z Osaką, gdzie rywalka miała piłkę meczową. - Dużo pozytywnych emocji daje mi to, jak wszystkim właściwie zarządzam - podkreśla Świątek.