Korespondencja dziennikarza „Rzeczpospolitej” Kamila Kołsuta z Paryża
Świątek zaserwowała kibicom kolejny jednostronny mecz, bo w 62 minuty wygrała z Marketą Vondrousovą 6:0, 6:2. Była skoncentrowana, nie popełniała błędów i każdą kolejną akcją zabijała w rywalce nadzieję na to, że zdoła nawiązać w Paryżu walkę z liderką kobiecego tenisa. - To był solidny mecz. Prawdopodobnie najlepszy, jaki rozegrałam tutaj, co pokazuje, że moja gra z każdym dniem staje się lepsza i lepsza - mówi Świątek.
Nasza tenisistka podkreśla, że podczas tegorocznego turnieju czuje się w Paryżu znacznie lepiej, niż jeszcze dwanaście miesięcy temu, kiedy broniła tytułu i sięgnęła po swoje trzecie mistrzostwo Roland Garros. - Poprzedni rok był dla mnie stresujący, po każdym meczu czułam ulgę. Teraz lepiej się bawię i mam więcej satysfakcji - przyznaje liderka kobiecego tenisa.
Czytaj więcej
- On jest raczej z tych spokojnych, którzy nawet rakietą rzucają tak, żeby jej przypadkiem nie połamać - przyznaje była wiceliderka światowego tenisa
Roland Garros. Iga Świątek: Puste trybuny mnie nie obchodzą
Świątek po raz kolejny zagrała swój mecz w sesji dziennej, co sprawiło, że na początku jej spotkanie z Vondrousovą śledziła garstka widzów. Trybuny wypełniały się z czasem, bo organizatorzy jako kolejne starcie zaplanowali konfrontację Bułgara Grigora Dimitrowa z Włochem Jannikiem Sinnerem. Pod koniec występu Polki ponad połowa miejsc była więc już zajęta, a kiedy panowie przystąpili do gry, 15-tysięczny obiekt Philippe-Chatrier pękał w szwach.
- Nie patrzę na trybuny, więc nie ma to dla mnie znaczenia. Po meczu cieszę się, że wygrałam. Nie obchodzi mnie to, co się działo na trybunach. Czuję, że przyjechali Polacy. Tak śpiewali, że nie dało się ich nie słyszeć - mówi Świątek i podkreśla: - Fajnie byłoby, gdyby kibice przychodzili na mecze damskie i męskie, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Każdy może oglądać, co chce.