Julia Antonowna Putincewa choć od czerwca 2012 roku reprezentuje Kazachstan, jest rodowitą Rosjanką. Urodzila się 29 lat temu w Moskwie, trenowała w Spartaku, dzięki pomocy ojca wyjechała do Paryża, by grać w akademii Particka Mouratouglou. Wczesne sukcesy, wśród nich dwa finały wielkoszlemowe w US Open i Australian Open, dały jej nawet 3 pozycję w światowym rankingu juniorek.
W dorosłym tenisie tak wysoko nie zaszła, ale gdy przestała być Rosjanką i przyjęła obywatelstwo Kazachstanu (zaczynem tej decyzji było to, że poczuła się zlekceważona faktem, że Rosyjska Federacja Tenisowa nie przyznała jej dzikiej karty na Puchar Kremla), w miarę szybko doszła do pierwszej setki rankingu WTA i znalazła się wśród tenisistek, które potrafiły niekiedy zagrozić nawet tym najlepszym, z pierwszej dziesiątki świata.
Czytaj więcej
Iga Świątek wolno wystartowała, ale ekspresowo skończyła spotkanie z bojową czeską nastolatką Lindą Noskovą. Wynik 6:4, 6:0 oznacza awans do czwartej rundy i następny mecz z reprezentującą Kazachstan Julią Putincewą (79. WTA)
Trzy razy zagrała w ćwierćfinałach wielkoszlemowych, wygrała turnieje WTA w Norymberdze (2019) i Budapeszcie (2021), doszła w szczycie kariery do 27. miejsca na świecie – dziś jest 79. Jej starty przerywały kontuzje, miała też operację usuwania kamieni nerkowych, może dlatego nie spełniła się dotychczas na kortach tak jak chciała.
Gra żywiołowo, mocno, sama mówiła, że ma sobie ogień taki jak Maria Szarapowa czy Martina Hingis, choć wyniki tego nie potwierdzały. Zasłynęła jednak w sposób, który nie jest szczególnie chwalebny, choć rzeczywiście, dał tenisistce mieszkającej obecnie w Boca Raton na Florydzie tytuł przodowniczki – najłagodniej ujmując w niestabilnym i mało uprzejmym zachowaniu na kortach, wobec wszystkich: rywalek, sędziów i publiczności.