Cechą charakterystyczną tenisa Lindy Noskovej (50. WTA) jest duża moc uderzeń serwisowych i umiejętność podtrzymywania tej mocy w wymianach z obu stron kortu ze szczególnym uwzględnieniem świetnego bekhendu. Jeśli dodać do tego 1,80 m wzrostu i niezłą, jak na ten wzrost ruchliwość, to niewątpliwie wychodzi kandydatka na przyszłą mistrzynię rakiety.
W grze 19-letniej Czeszki może nie ma jeszcze nadmiernej finezji, ale tę karierę prowadzą Tomas Krupa i David Kotyza (ten, który doprowadził do wielkoszlemowych zwycięstw w Wimbledonie Petrę Kvitovą, potem szkolił Karolinę Pliskovą i Karolinę Muchovą), więc można zakładać, że poprowadzą ją w dobrą stronę.
Na Igę Świątek Noskova wyszła pamiętając być może gładko przegrany mecz w Warszawie w lipcu 2023 roku, ale skoro już zapłaciła co należy za pierwszą lekcję z liderką rankingu WTA, to odrobiła pracę domową i w Melbourne spisała się znacznie lepiej. Pomimo przegranego 3:6 pierwszego seta (decydowało jedno przełamanie serwisu Lindy), w drugim nadal nie dawała się zdominować, sama przejmowała kontrolę wymian, aż doczekała chwili, gdy Polka straciła koncentrację i pojawiła się szansa wygrania seta. Czeszka szansę wykorzystała.
Czytaj więcej
Serwis działał dobrze, nogi niosły, ręka nie zadrżała – Polak pokonał Francuza Ugo Humberta 3:6,...
Decydujący set zaczął się od ponownej przewagi Lindy Noskovej. Było 2:1, do tego serwis Czeszki, już zapachniało sensacją. W krótkiej przerwie (wywołanej zamieszaniem na trybunach – komuś potrzebna była pomoc medyczna) trener Tomasz Wiktorowski zaapelował w prostych słowach, by akcja Noskovej spotkała się z równie stanowczą reakcją. Porada była cenna, Iga ją wdrożyła i wyrównała.