Oglądanie decydującego seta meczu mogło być dla kibiców Polaka trudnym przeżyciem, gdyż oprócz niewątpliwej ambicji Hurkacza pokazało, że koszt wygrywania wielkich turniejów jest wysoki i zmęczenia uniknąć się nie da.
Pełen werwy Chińczyk (57. ATP), w Państwie Środka pasowany obecnie na największą nadzieję tenisa męskiego, przez prawie 2,5 godziny grał solidnie i na pewno miał więcej sił, by biegać do każdej piłki. Na jego tle Hurkacz, choć wciąż waleczny, gasł w oczach. Przegrał 6:3, 4:6, 6:7 (4–7), ale wydaje się, że mimo sportowego niespełnienia przyjął ten wynik także z pewną ulgą.
Hurkacz liczy straty
Porażka w turnieju rangi ATP 500 chwilę po sukcesie w znacznie bardziej prestiżowym to wbrew pozorom nie jest ogromna niespodzianka (normą w takich przypadkach bywa raczej wycofywanie się mistrza z rywalizacji w następnym tygodniu), tym bardziej że Chińczyk kilka dni temu był o włos od pokonania Hurkacza u siebie, w Szanghaju. Tam jednak trafił na Polaka rozgrzanego rywalizacją, czującego moc, siłę serwisu i – może przede wszystkim – lekkość nóg.
Czytaj więcej
Mistrz z Szanghaju był zmęczony. Hubert Hurkacz przegrał w pierwszej rundzie turnieju w Tokio z C...
Mimo przychylności japońskich organizatorów, którzy dali Hurkaczowi wolny poniedziałek i wtorek, aby miał chwilę na relaks po podróży z Chin i oswojenie się z nowymi kortami, te dwa dni nie wystarczyły na regenerację oraz odrodzenie niezbędnych pokładów adrenaliny.