Nie można zaprzeczać, kort centralny był za Tunezyjką, niemal wszyscy kibicowali Ons Jabeur, bo przegrała finał z Jeleną Rybakiną w ubiegłym roku, bo w tym turnieju pokonała po drodze cztery mistrzynie Wielkiego Szlema, bo jest osobą ze wszech miar pozytywną, poza kortem szeroko uśmiechniętą do każdego. Do tego wzorowo wypełnia obowiązki pierwszej tenisistki z Afryki, nawet pierwszej muzułmanki, która sięga tenisowych szczytów i pokazuje, że jej sport naprawdę przekracza granice, nawet te najtrudniejsze do przekroczenia. Bo pisze nową historię dyscypliny.
Jej rywalka, 24-letnia Marketa Vondrousova, nr 42. w rankingu WTA, to osoba raczej skromna i cicha. W jej wywiadach próżno szukać barwnych opowieści o sobie lub życiu poza kortem. Do finału Wimbledonu zaprowadziła ją solidna praca w czeskich klubach, po drodze były dwie poważne kontuzja nadgarstka, rok temu operacja, która wyłączyła ją z gry na pół roku. Wcześniej jednak zagrała w finale Roland Garros 2019 i w finale olimpijskim w Tokio, co do talentu wątpliwości raczej nie było.
Finał w sensie sportowym nie był najwspanialszym meczem kobiecym tego Wimbledonu. Ons Jabeur dobrze zaczynała sety, gorzej kończyła, jakby przestraszona zbliżającym się sukcesem. KIlka razy widzieliśmy wspaniałe wymiany, ale częściej okrzyki zawodu, gdy piłka leciała w aut lub siatkę. Marketa Vondrousova grała równo i bardziej solidnie, choć podobnie jak Tunezyjka nie była w sobotę mistrzynią serwisu, ale wszystko inne działało na niezłym poziomie i tego dnia wystarczyło, by pisać o kolejnej leworęcznej Czeszce (po Petrze Kvitovej), która potrafiła wygrać na londyńskich trawnikach.
Analitycy pewnie doszukają się procentów przewagi Czeszki w zagraniach forhendem, może dostrzegą, że świetnie biegała i zneutralizowała wiele skrótów rywalki, że pomaga jej wszechstronność, a nie jakaś jedna wyjątkowa broń. Decydowały jednak emocje. Ons Jabeur trzymała się dzielnie, ale gdy odebrała srebrną paterę od księżnej Walii, powiedziała głośno do widzów i Annabel Croft: – To była moja największa porażka w karierze. Oczywiście popłakała się rzewnie, także dlatego, że publiczność biła jej brawo długo i potwierdzała, że czeka na jej zwycięstwo za rok.