Był to najtrudniejszy mecz Polki w Paryżu. Jej rywalka zasłużyła na wiele pochwał, wśród których najczęściej wybrzmiewały słowa o niezwykłej waleczności tenisistki z Sao Paulo, ale przecież dochodziła trudna dla wielu rywalek leworęczność Beatriz Haddad Mai, jej wytrzymałość i siła, także umiejętność gry przy siatce.
Przed meczem wszystkie polskie media przypomniały dopingowe winy Brazylijki (średniej skali) sprzed dwóch lat, nieco mniej koncentrując się na trudnym powrocie do WTA Tour, wielu kontuzjach, późniejszej poprawie wyników, wzroście umiejętności i kolejnych sukcesach, także w turniejach deblowych, ale w Paryżu widać było dobrze, że tenis Haddad Mai zasługuje na brawa i półfinał, nawet jeśli początek spotkania zdominowała Polka.
Czytaj więcej
To dla wielu niespodzianka: Karolina Muchova pokonała w trzech setach Arynę Sabalenkę i pierwszy raz zagra w Paryżu o tytuł wielkoszlemowy.
W drugim secie było znacznie więcej ognia z obu stron i dobrze, bo kibice brazylijscy i polscy, przekrzykujący się na nieco opustoszałym korcie Philippe-Chatrier, nie mieli chwili na nudę. Beatriz Haddad Maia we wcześniejszych meczach solidnie zapracowała na opinię tej, która potrafi wychodzić z niemal beznadziejnych sytuacji. Odrabiała znaczne straty w spotkaniach z Ons Jabeur, Sarą Sorribes Tormo i Jekaterina Aleksandrową, z Igą Świątek nie odrobiła, choć prowadziła w tie-breaku 5-3.
Ten długi tie-break, zakończony wynikiem 9-7, z Igą w najbardziej ekspresyjnym i skutecznym wydaniu przy decydujących piłkach, pokazał wielkość polskiej mistrzyni. Tempo w jakim atakowała, odwaga, dynamika i pomysłowość w jednym, każą wierzyć, że trzeci paryski tytuł w czterech latach to jest sprawa całkiem bliska.