Wygrał faworyt, ale pokonany też dał pokaz świetnego tenisa. Takie finały są pamiętane zwykle znacznie lepiej – trzy zacięte sety, pełne pasji i świetnych akcji z obu stron, a nie szybkie dwie partii bez historii przełamań, zwrotów akcji i wyjątkowo zaciętych gemów. Zasługa leżała po obu stronach: Alcaraza, bo gra od zawsze pełen niezwykłej energii, żywiołowy tenis i Struffa, bo opowiedział widzom w Caja Mágica i przed telewizorami ładną sportową bajkę o lucky loserze, który 25 kwietnia przegrał mecz drugiej rundy kwalifikacji z Asłanem Karacewem, by 7 maja walczyć w dziewiątym (!) meczu w Madrycie o tytuł i 1,1 mln dolarów premii.