Był czas, gdy w Niemczech piłka nożna nie była wcale najważniejszym sportem, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Gdy jechało się przez ten kraj pociągiem, prawie przy każdej wiosce widać było korty, już gotowe lub w budowie. W jednej z gazet opublikowano żartobliwą ankietę, z której wynikało, że na liście najpopularniejszych sportowców pierwszy jest Boris, drugi Becker, trzecia Steffi, a czwarta Graf.
W takiej atmosferze Guenther Parche, tokarz z fabryki silników w Nordhausen, kupił za wszystkie oszczędności magnetowid, by dzień i noc oglądać mecze Steffi. Nie krył swojej fascynacji, na urodziny tenisistki wysyłał pieniądze na adres jej matki, by kupiła córce kwiaty w jego imieniu. Gdy okazało się, że na drodze Steffi do światowej dominacji stoi nastolatka z Jugosławii, kupił nie kwiaty, lecz nóż z długim ostrzem i podczas turnieju w Hamburgu 30 kwietnia 1993 roku pchnął nim w plecy Monikę Seles, która odpoczywała na krzesełku w przerwie między gemami meczu z Bułgarką Magdaleną Malejewą.
Czytaj więcej
Monika Seles: Mogła być najlepszą tenisistką wszech czasów. Sława i miliony przyszły szybko, ale...
To były czasy, gdy ochroniarzy wokół kortu wprawdzie już widywano, ale nie traktowali oni swojej roboty tak serio jak dziś. Często po prostu oglądali mecz, rzucając od czasu do czasu okiem wokół siebie. Trudno im się dziwić, wielkiego niebezpieczeństwa nikt się nie spodziewał.
Organizatorzy turnieju nie wiedzieli, co robić, publiczność nie wiedziała, co się stało, Malejewa rozgrzewała się, jakby mecz miał zostać wznowiony, aż sędzia w końcu ogłosił jej zwycięstwo z powodu... kontuzji Seles.