Indian Wells Tennis Garden zasługuje na swą nazwę – ośrodek to po części rzeczywiście wspaniały sportowy ogród, kupiony wraz z podwójnym turniejem WTA i ATP w 2009 roku przez wielkiego szefa firmy Oracle, Larry’ego Ellisona. Impreza rozkwita co roku o tej porze, oferując uczestnikom i gościom wiele wrażeń, nie tylko widoki skalistej pustyni na horyzoncie.
Nagrody w Indian Wells są odpowiednio duże (17,6 mln dol. w puli nagród, po połowie dla pań i panów), główne drabinki obejmują siedem rund (po 96 osób w turniejach singlowych), zatem licząc z kwalifikacjami to dwa tygodnie intensywnych tenisowych wrażeń, wzmacnianych przez liczne atrakcje towarzyszące. Obsada zwykle jest znakomita, gwiazdy rzadko kapryszą widząc zaproszenie od Larry’ego Ellisona do marcowych prac w ogrodzie, nawet Serena Williams porzuciła po latach bojkot imprezy spowodowany zajściami z przeszłości.
Tommy Haas (kiedyś nr 2 na świecie), obecny dyrektor turnieju, miał w zasadzie tylko jedno poważnie zmartwienie – nie udało się przekonać amerykańskich władz, by wpuściły do USA (na zasadzie wyjątku) niezaszczepionego Novaka Djokovicia. Nawet lobbowanie senatorów nie pomogło. O absencji Rafaela Nadala wiadomo było wcześniej – Hiszpan, trzykrotny zwycięzca, wciąż leczy kontuzję, jaką odniósł w drugiej rundzie Australian Open. Gdyby się nie leczył, przyleciałby na pewno, jest jednym z tych, których właściciel turnieju gości we własnym domu, poza tym Nadal uwielbia rundy golfa w słońcu Kalifornii.
Czytaj więcej
Przyczyna, dla której najlepszy tenisista świata nie pojawi się na kortach Indian Wells jest wciąż ta sama – brak szczepień na Covid-19.
Nawet bez kilku sław, turniej w Indian Wells zawsze będzie jedną z głównych atrakcji w corocznym programie rozgrywek WTA i ATP Tour. Od lat zbiera znakomite oceny tenisistek i tenisistów. Gdy minęły zagrożenia związane z pandemią Covid-19, znów gromadzi setki tysięcy gości (frekwencja dochodzi do pół miliona osób w dwa tygodnie).