Relacja z Londynu
Co do Sereny wątpliwości nie było żadnych. Tylko niepoprawni ryzykanci mogli stawiać na Jelenę Wiesninę, której wizyty w wielkoszlemowych finałach ograniczały się dotychczas do debla.
Minęło 48 minut od uderzenia pierwszej piłki i już było po meczu: 6:2, 6:0 dla broniącej tytułu Sereny.
Trudno było coś radzić Rosjance. Próbowała nieśmiało wszystkiego. Może więcej ataków przy siatce dałoby jej minimalną szansę na wyrównane gemy, ale jak atakować, gdy każdy strzał Amerykanki, serwisowy czy forhendowy, od razu spychał do obrony. Punkty uciekały błyskawicznie, brakowało czasu pomyśleć.
Serena przechodziła w przerwach spokojnie ze strony na stronę, niemal nie okazując wzruszenia. Tylko raz czy dwa krzyknęła sobie coś pod nosem, gdy popsuła łatwą piłkę. Można napisać, że przedefilowała z godnością do 28. finału Wielkiego Szlema (dziewiątego w Londynie) i znów jest o krok od wyrównania osiągnięcia Steffi Graf (22 tytuły wielkoszlemowe).