Korespondencja z Londynu
Wróciła Serena w postaci, do jakiej przyzwyczajała kibiców przez dekadę. W zasadzie niezwyciężona, choć Andżelika Kerber w finale grała doskonale i, jak mówiła mistrzyni, wydobyła z niej to, co najlepsze. Suchy wynik 7:5, 6:3 nie oddaje wielu napięć tego meczu, znakomitych wymian i wysiłku, jaki w spotkanie włożyły obie strony.
To był jeden z najlepszych finałów kobiecych ostatnich lat, nawet jeśli już po kilku gemach widać było przewagę jednej tenisistki. Rzadko tak się zdarza. Trzeba jednak oddać Andżelice Kerber – spisała się jak trzeba, do przedostatniego gema miała wiarę w oczach i odwagę w sercu. W poniedziałek będzie wedle rankingu WTA drugą tenisistką świata, za Sereną, i jest jak najbardziej zasłużone miejsce dla polskiej Niemki.
Serena Williams przeszła do wielkich kronik tenisa w stylu imperialnym. Jej 22. zwycięstwo w Wielkim Szlemie i 7. w Londynie oglądała w loży królewskiej kortu centralnego gromada sław, niekoniecznie sportowych: od świetnego dokumentalisty Sir Davida Attenborougha, doskonałego aktora Sir Johna Hurta i aktorki Natalie Portman po gwiazdy serialu „Gra o tron" i brytyjskie osobowości telewizyjne. Wśród gości mistrzyni siedzieli Beyoncé i Jay Z.
Tło było zatem wyjątkowe, gra Sereny też, John McEnroe mówił nawet w BBC o nadczłowieczych możliwościach tenisistki, ale i człowiecze wystarczyły, by chwalić. Dziennikarze, trochę oszołomieni tym wielkim powrotem Amerykanki po wpadce w półfinale w US Open i przegranych finałach w Melbourne i Paryżu, pytali przede wszystkim o miejsce ostatniej wygranej w długim rzędzie sukcesów.