Nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Polak był na fali. Wygrał pięć ostatnich spotkań, cały turniej we Włoszech, wydawało się, że złe wspomnienia zostawił za sobą.
Rozgrywany w sesji wieczornej - na oczach blisko 4 tysięcy widzów - mecz z pięć lat młodszym od siebie Włochem zaczął niemal idealnie. Po 11 minutach prowadził 3:0. Set pierwszy wygrał w pół godziny.
W drugim było jeszcze lepiej. Prowadził także 3:0, ale w tym czasie dwukrotnie wygrał podanie rywala. Napolitano się jednak nie poddał. Odrobił straty. Mecz się wyrównał. Janowicz wyraźnie stracił werwę, serwis nie był już tak mocny i celny, zawodziły też inne uderzenia.
Łodzianin doprowadził jednak do stanu 5:4 i serwował. Nie wykorzystał tej sytuacji. Ostatecznie doszło do tie-breaku. Polak popełnił w nim aż sześć niewymuszonych błędów, przegrał 2:7.
Do tej pory Janowicz zachowywał się przykładnie. W trzeciej partii już jednak nie wytrzymywał nerwowo po nieudanych zagraniach i niewykorzystanych sytuacjach. Raz rzucił rakietą, raz ją połamał. W tym czasie Napolitano był oazą spokoju. Wygrał serwis Janowicza w drugiej części seta, to wystarczyło, żeby nie oddać prowadzenia. Niespodziewanie znalazł się w ćwierćfinale.
- Do 3:0 w drugim secie nie było przeciwnika. Potem on zaczął grać lepiej, a ja byłem już zmęczony. Nawet jeślibym wygrał, nie udałoby się zregenerować do jutra - mówił Janowicz.