Kiedy Rosjanka jest na korcie, wątpliwości nie ma: potrafi walczyć jak mało kto, wygrywała już wiele przegranych meczów. Gdyby była tylko marketingową lalką, poddałaby się i uciekła do jednego ze swych luksusowych apartamentów. Jej zachowanie na korcie bywa aroganckie, czasem daje odczuć rywalkom, że są z innego, tylko sportowego świata, ale tenisowej klasy jej to nie odbiera. Gdyby jeszcze organizatorzy Wimbledonu, gdy wygrywała jako nastolatka, zakazali jej tych jęków, można by prawie ją polubić. Ale przepadło, teraz jęczy co druga.
Nową erę w kobiecym tenisie zaczęła rodaczka Szarapowej Anna Kurnikowa, która nie awansowała do żadnego wielkoszlemowego finału, mało tego, nie wygrała żadnego turnieju, a była znakomicie opłacaną gwiazdą.
Szarapowa to ta sama kategoria estetyczna, ale sportowo – zupełnie inna. Wygrała pięć turniejów wielkoszlemowych, była liderką światowego rankingu. Jej 300 milionów dolarów na koncie (podobno tyle właśnie zarobiła) ma o wiele większe sportowe uzasadnienie niż fortuna Kurnikowej.
Kiedy Szarapowa wpadła na dopingu, nie było wątpliwości, że ci, którzy w nią te pieniądze zainwestowali, dwa razy pomyślą, zanim opuszczą swoją gwiazdę.
Tak naprawdę Maszę dostrzegł, ukształtował i uczynił najbogatszą sportsmenką na świecie jeden człowiek: jej agent Max Eisenbud. To on zorkiestrował też jej powrót po dyskwalifikacji i przekonał prawie wszystkich sponsorów, by nie porzucali diwy, i zdecydowana większość została.