W związku z wyeliminowaniem Novaka Djokovicia przez Dominika Thiema przypominamy sylwetkę Thiema, która ukazała się w "Rzeczpospolitej" 25 maja.
Taka wizytówka wygląda dobrze: niespełna 24 lata, osiem wygranych turniejów ATP (w tym roku w Rio), prawie 8 mln dol. zarobionych na korcie, pseudonim Dominator i nr 7 na świecie.
Poza kortem jest miłym chłopakiem, któremu pieniądze nie uderzyły do głowy. Pierwsze auto – koreański standard, żadna wypasiona limuzyna. Rozrywki nie wydają się odbiegać od rówieśniczej normy. Z pasją łowił pokemony, deklaruje uczucia kibicowskie do Chelsea, co podkreślił w mediach społecznościowych stosowną niebieską koszulką z numerem 99 i napisem „Thieminho" na plecach, jeździ zimą na konkursy skoków narciarskich.
Kiedyś, gdy był gościem promotora na Florydzie, zobaczył maszynę do karaoke. Gdy sądził, że nikt nie słyszy, chwycił mikrofon i odśpiewał na całe gardło „My Heart Will Go On" jako Celine Dion. Jednak ktoś usłyszał i Dominic został Celiną na długie miesiące. Świadkowie wspominają, że gdy za młodu po raz pierwszy ćwiczył z Murrayem, to po potężnym forhendzie, po którym piłka wystrzeliła poza zasięg rakiety Szkota, odruchowo zawołał: „Przepraszam, panie Murray!". Ci, którzy znają Austriaka, cenią w nim pogodę ducha i wewnętrzny spokój.
Do pierwszej dziesiątki rankingu ATP wyniósł go w 2016 roku półfinał Roland Garros oraz zwycięstwa w Acapulco, Buenos Aires (pokonał Rafaela Nadala) i Stuttgarcie (wygrał z Rogerem Federerem). Takie wejście smoka trudno przeoczyć.