Świątek (nr 7) wygrała z Cirsteą (38 WTA) 5:7, 6:3, 6:3 i sukces ten powinna sobie cenić szczególnie, gdyż był to jej pierwszy ciężki mecz w turnieju, nie grała tak dobrze jak potrafi, a jednak zwyciężyła, i jest pierwszy raz w ćwierćfinale wielkoszlemowego turnieju innego niż Roland Garros.
Polska tenisistka chyba też zdawała sobie sprawę z tego, jak trudną pokonała przeszkodę, gdyż po ostatniej piłce po prostu się rozpłakała.
Początek meczu nie ułożył się po myśli Świątek, która w pierwszym secie dwukrotnie przegrała swoje gemy serwisowe, w czwartym gemie nie przełamała podania rywalki, choć prowadziła 40:0. Po przegraniu seta Polka, jak to ma w zwyczaju, poszła do szatni i wróciła odmieniona, zaczęła przyspieszać grę, ale potrafiła też wytrzymywać długie wymiany. Ostatnie gemy drugiego seta to już zdecydowana przewaga Świątek.
Czytaj więcej
Po zakończeniu przygód Novaka Djokovicia sport odzyskał w Melbourne swoje miejsce. Gospodarzy cieszy gra Ashleigh Barty i bawią rozrywkowi debliści.
Kluczowym momentem meczu były gemy czwarty i piąty w secie trzecim. Rumunka najpierw nie wykorzystała sześciu break-pointów, by objąć prowadzenie 3:1, a potem oddała swój serwis. Kolejne gemy to seria przełamań serwisów, ale widać było, że Rumunka traci siły i pewność siebie. Koronnym tego dowodem był gem kończący mecz przegrany przez nią do zera.