Dobra droga do spełnienia marzeń

Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej, o zaczynającym się dziś wielkoszlemowym turnieju Australian Open

Aktualizacja: 13.01.2013 23:26 Publikacja: 13.01.2013 23:25

Dobra droga do spełnienia marzeń

Foto: ROL

Korespondencja z Melbourne

Agnieszka pierwszy raz grała dwa turnieje przed Wielkim Szlemem. Oba wygrała, ale czy to dobry pomysł?

Tomasz Wiktorowski:

Zgadza się, siostry Radwańskie zawsze rozgrywały jeden turniej przed wielkoszlemowym Australian Open. Ale nie sądzę, żeby zmiana mogła mieć negatywne skutki, bo nie może ich mieć wygrywanie znaczących turniejów. Jestem spokojny, nie sądzę, żeby wygrane w Nowej Zelandii i Sydney wywołały ujemny skutek.

Czy to, że w grudniu Agnieszka grała w Prostejovie, jest ukłonem w stronę czeskiej szkoły tenisa?

Był to bardzo dobry krok. Wszystko zagrało. Logistyka, jakość treningu.

Na czym polega czeski fenomen tenisowy? To przecież mały kraj...

Zawsze podchodzę z dystansem do takich dywagacji. Szwajcaria jest jeszcze mniejszym krajem niż Czechy, a dochowała się Martiny Hingis, ma Rogera Federera, Stana Wawrinkę, miała też singlistkę tej klasy co Patty Schnyder. Myślę, że to temat wymagający głębszej analizy. Dziś, w przededniu Wielkiego Szlema, zabrakłoby nam czasu, aby precyzyjnie zbadać to zagadnienie.

Czy możliwe są jakieś porównania z nami?

Ważnym czynnikiem była nasza sytuacja historyczna i geopolityczna. Wielu znakomitych tenisistów, którzy powinni zostać trenerami pod koniec lat 90. i na początku nowego stulecia, najzwyczajniej w świecie wyjechało za granicę. Oni byli młodymi ludźmi, świetnie grali w tenisa, ale w ojczyźnie nie było jeszcze na tyle dobrych warunków, aby móc spokojnie uprawiać tę dyscyplinę. Wielu zdecydowało się wyemigrować do Niemiec, do USA, Kanady, Australii. Znam wielu świetnych zawodników, którzy podjęli pracę za granicą i odnoszą sukcesy. Realizują się zawodowo na obczyźnie. Wtedy mieliśmy wyż demograficzny, ale zabrakło sztabu trenerskiego. Nie mieliśmy też tenisowych tradycji. Był Wojtek Fibak, ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę, a nie człowiek, który przetarł szlaki. One zostały przetarte później. Pamiętajmy, że bardzo istotne są finanse. Mieliśmy to szczęście, że jakiś czas temu Ryszard Krauze i firma Prokom wspierali Polski Związek Tenisowy. Były środki i ogromne zaangażowanie rodziców. Nie ukrywajmy: tenis jest sportem wspieranym przede wszystkim przez rodziców.

Tenisowy świat patrzy na Serenę Williams, która chce zdobyć 16. tytuł singlowy w Wielkim Szlemie, patrzy na Wiktorię Azarenkę i Marię Szarapową. Czy to wygodna pozycja psychologiczna dla Agnieszki, taki atak trochę z drugiej linii?

Nie zastanawiam się nad tym, Agnieszka też koncentruje się na swoim tenisie. Ona nawet nie wie, ile ma punktów straty do Sereny, nie patrzy, jakie dziewczyny znajdują się za jej plecami. Kompletnie nie zaprząta sobie tym głowy. Z pewnością punkty i pozycja w rankingu są istotne, bo odzwierciedlają prestiż, poziom, dają możliwość rozstawienia. Generalnie rzecz ujmując, Agnieszka ma swoje cele, także krótkoterminowe, które realizujemy z dnia na dzień. Wszystko to, co robi w Krakowie, ma sens. Są też oczywiście inne cele, bardziej długofalowe. Myślę, że Agnieszka jest na jak najlepszej drodze, aby spełnić swoje sportowe marzenia.

Ivan Lendl o komikach z loży Murraya

Lekki wiaterek, pochmurne niebo, na trybunach uwijali się jedynie technicy z Channel 7, stacji, która produkuje sygnał telewizyjny z Australian Open. Na korcie nr 6 Tomasz Wiktorowski i siostry Radwańskie. W samo południe. Agnieszka ćwiczyła dropszoty.

Na zakończenie zabawa w strącanie buteleczek. Precyzja serwisu, a przy tym mnóstwo humoru. Stawka niebagatelna: kawa w sieci Starbucks.

Przez chwilę na trening sióstr popatrzył znakomity francuski deblista Michael Llodra. Jerzy Janowicz też zatrzymał się na moment, po czym zniknął w tunelu, nie chcąc spóźnić się na spotkanie z fizjoterapeutą. Agnieszka nie rozmawia z dziennikarzami przed turniejem. Igrzyska w Londynie wspomina pod tym względem źle i postanowiła to zmienić. Najpierw mecz – potem rozmowa.

Porozmawiał natomiast Ivan Lendl, ośmiokrotny zwycięzca turniejów Wielkiego Szlema. Człowiek, który potrafi trzy godziny doradzać przez telefon swemu podopiecznemu  Andy'emu Murrayowi, bo nie znosi podróży. Lendl twierdzi, że kluczem do sukcesu jest przyjemność z pracy i mądre wprowadzanie innowacji. Cieszy się, że jego rodacy pokonali Hiszpanów w finale Pucharu Davisa, ale martwi się, że za Radkiem Stepankiem i Tomasem Berdychem nie kroczy zdolna młodzież. Rozumie też głód sukcesu w Polsce, ale apeluje, aby nie wywierać zbyt dużej presji na zdolnym Jerzym Janowiczu.

– Wielu dziennikarzy pyta mnie, dlaczego się nie uśmiecham, kiedy siedzę w boksie Andy'ego. Odpowiadam, że gościło tam już tylu komików, że wyczerpali wszystkie możliwości w tym gatunku. Zachęcam do pytań o tenis, bo im bardziej będziecie mnie prosić o sztuczny uśmiech, tym bardziej marsową minę będę demonstrował. Czynię to, pomimo tego, że uwielbiam się śmiać. I też lubię przesądy. Poproszono mnie o to, abym gościł na treningach Czechów przed finałem Pucharu Davisa. Wybrałem wspólne oglądanie meczu hokejowego. Grały moje ukochane Vitkovice i Sparta Praga, uwielbiana przez Honzę Kodesa (mistrza Wimbledonu 1973). Vitkovice wygrały 1:0. Uwierzyłem, że to pozytywny omen przed starciem z ekipą Aleksa Corretii. U podstaw mojej wiary w sukces drużyny Jardy Navratila leżał zwycięski gol strzelony przez Polaka – opowiadał Ivan.

Sęk w tym, że Roman Polak jest Czechem.

Korespondencja z Melbourne

Agnieszka pierwszy raz grała dwa turnieje przed Wielkim Szlemem. Oba wygrała, ale czy to dobry pomysł?

Pozostało jeszcze 98% artykułu
TENIS
Australian Open. Hurkacz szuka wersji 2.0. Takiego meczu dawno nie zagrał
Tenis
Australian Open. Trudna noc polskiego kibica, nadzieje były większe
Tenis
Australian Open. Iga Świątek zagrała trochę rocka, ale nie wszyscy to widzieli
Tenis
Maja Chwalińska. Tenisistka inna niż wszystkie
Tenis
Australian Open. Aryna Sabalenka cała w skowronkach, Maja Chwalińska jeszcze poczeka