Najlepsza Polka pokonała sprawnie Rumunkę Irinę-Camelię Begu 6:3, 6:3. Najlepszy Polak po 4 godzinach i 20 minutach pełnych napięć i krzyków wygrał z Somdevem Devvarmanem z Indii 6:7 (10-12), 3:6, 6:1, 6:0, 7:5.
Przeczytaj rozmowę z Jerzym Janowiczem!
Więcej działo się w meczu Janowicza, bo i rywal grał ciekawie, i chłopak z miasta Łodzi pokazał talent i temperament. Już sam pierwszy set ich spotkania nadawał się na długą opowieść. Trwał 79 minut. W tym czasie potwierdziło się wszystko to, co mówiono o zaletach Devvarmana. Doskonała szybkość nóg, spryt, czujność i ogromna wola walki. Somdev biegał jak nakręcony do wszystkich skrótów, był precyzyjny i radził sobie z potęgą uderzeń Polaka.
Janowicz z początku nie potrafił wykorzystać mocy swego serwisu i forhendu. W tie-breaku na tablicy było 9:8, czyli piłka setowa, a sędzia liniowy pokazał, że rywal trafił w kort, Jerzyk nie wytrzymał. Padł na kolana, potem wstał, splunąwszy z pogardą na dyskusyjny ślad i z ciągle gorącą głową pobiegł do stołka sędziowskiego. – Ile razy jeszcze nie zauważysz, że był aut? To nie jest zabawne! – krzyczał do pani Mariji Cicak.
Jak to było z polską krzywdą, wiedzą tylko osoby blisko akcji, na korcie nr 8 nie ma „jastrzębiego oka" i maszyna nie mogła zweryfikować ocen. Z sędziami jednak lepiej nie zadzierać, Janowicz dostał ostrzeżenie.