"Rz": Czy miała pani obawy, że mecz z Begu może trwać trzy sety?
Agnieszka Radwańska:
Rumunka miała na początku drugiego seta dwa dobre gemy, nic nie mogłam zrobić, zagrać lepiej, przełamać serwisu rywalki. Kluczowy gem był przy stanie 3:3, po nim obawy zniknęły.
Ćwiczy pani na treningach takie zagrania, jak „hot-dog", czyli odbicie piłki tyłem do siatki, między nogami?
Potrzeba takiego zagrania raczej sama się pojawia, podpowiada je intuicja albo, tak naprawdę, brak innych możliwości. Przy takiej piłce w meczu z Begu nie mogłam inaczej zagrać. Mogłam tylko ją puścić albo posłać pod nogami. Byłam jednak za bardzo rozpędzona, by zagrać skutecznie. Trenowałam to uderzenie, już jak byłam mała. Grałyśmy z siostrą przy ściankach w krakowskim klubie Nadwiślan, w różnych halach i próbowałyśmy tak odbijać aż do skutku.