Widzę się w roli mamy

Agnieszka Radwańska, najlepsza polska tenisistka

Publikacja: 16.01.2013 23:28

"Rz": Czy miała pani obawy, że mecz z Begu może trwać trzy sety?

Agnieszka Radwańska:

Rumunka miała na początku drugiego seta dwa dobre gemy, nic nie mogłam zrobić, zagrać lepiej, przełamać serwisu rywalki. Kluczowy gem był przy stanie 3:3, po nim obawy zniknęły.

Ćwiczy pani na treningach takie zagrania, jak „hot-dog", czyli odbicie piłki tyłem do siatki, między nogami?

Potrzeba takiego zagrania raczej sama się pojawia, podpowiada je intuicja albo, tak naprawdę, brak innych możliwości. Przy takiej piłce w meczu z Begu nie mogłam inaczej zagrać. Mogłam tylko ją puścić albo posłać pod nogami. Byłam jednak za bardzo rozpędzona, by zagrać skutecznie. Trenowałam to uderzenie, już jak byłam mała. Grałyśmy z siostrą przy ściankach w krakowskim klubie Nadwiślan, w różnych halach i próbowałyśmy tak odbijać aż do skutku.

Czy decyzje o elektronicznym sprawdzeniu ważnych, ale wątpliwych piłek, takich jak w końcu pierwszego seta, podejmuje pani sama, czy bazuje na wskazówkach trenera Wiktorowskiego?

Czasem ciężko patrzeć w takiej sytuacji na trenera, który siedzi gdzieś z drugiej strony, zwłaszcza na korcie centralnym, gdzie trybuna jest daleko i trudno stamtąd coś sugerować. W tej konkretnej sytuacji widziałam dobrze, że był aut. Na tych kortach na szczęście piłka zostawia pewien ślad i na jego podstawie można podjąć dobrą decyzję.

Czy te chwile, w których musi pani wybierać ryzykowne zagrania i przechodzić trudne testy, budują siłę na przyszłość – na ćwierćfinał albo półfinał turnieju?

Zawsze myślę tylko o następnej rundzie. Ale oczywiście, zawsze to coś daje, bo w wymianach na podjęcie decyzji jest bardzo mało czasu, niecała sekunda.

Dwa lata temu otwierała pani Australian Open meczem z Kimiko Date-Krumm, pamięta pani tamto spotkanie?

O tak, dobrze pamiętam. Był to mój pierwszy mecz po operacji, miesiąc wcześniej chodziłam o kulach, ale tak chciałam zagrać w Wielkim Szlemie, że się zawzięłam na ten start, choć może nie powinnam. Długo czułam to spotkanie w kościach, gdybym miała grać na drugi dzień, nie wyszłabym na kort. Potem, grając z bólem, dotarłam do ćwierćfinału.

Pytamy o Japonkę, bo ciągle gra i wygrywa. Widzi się pani w podobnej roli w jej wieku?

Zdecydowanie widzę się w roli mamy, ale chciałabym tak wyglądać i być w takiej formie fizycznej jak Kimiko Date. Mam dla niej wielki szacunek, że potrafi tak grać, właściwie jak dwudziestolatka.

Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?