Oni grają w Challenger ATP KGHM Dialog Polish Indoors Wrocław 2008

Sylwetki graczy tegorocznego turnieju.

Aktualizacja: 24.01.2008 17:46 Publikacja: 24.01.2008 14:46

Oni grają w Challenger ATP KGHM Dialog Polish Indoors Wrocław 2008

Foto: Rzeczpospolita

Florian Mayer

Dobrze znany w Polsce, zwłaszcza w Sopocie. Był przez pewien czas dla Orange Prokom Open tym, kim dla J&S Cup na Warszawiance Swietłana Kuzniecowa. Rok po roku dochodził do finału i w nim przegrywał. W roku 2005 z Gaelem Monfilsem, w 2006 z Nikołajem Dawydienką, po zaciętych meczach. Z ubiegłorocznego turnieju w Sopocie odpadł w ćwierćfinale, ale na niego, nawet gdy przegrywa, patrzy się z przyjemnością. Mayer to płynność, styl, lekkość ruchów i urozmaicony tenis. Skróty, zmiany tempa i rotacji. A do tego jego znaki charakterystyczne: bekhendowe zagrania w podskokach i mocne odchylenie ciała przy forhendzie.

Wszystko to jest efektowne, niestety, nie zawsze skuteczne. W turniejach ATP poza Sopotem Niemcowi nie wiedzie się już tak dobrze, dlatego można go często spotkać w challengerach. Zwycięstwami w nich pracuje na utrzymanie miejsca w czołowej pięćdziesiątce, albo tuż poniżej, tak jak obecnie.

Ta kariera zapowiadała się dużo lepiej. W 2004 r. chłopak z bawarskiego Bayreuth był już nawet blisko czołowej trzydziestki ATP, na 33. miejscu. To był jego najlepszy rok, doszedł wówczas do ćwierćfinału Wimbledonu, został debiutantem roku. Potem bywało różnie, najgorzej w poprzednim sezonie. – Tenis przestał mnie cieszyć. Czasami zmuszam się, żeby wyjść na trening. Kiedyś czułem na korcie swobodę i pewność siebie. Dziś nie mogę ich odnaleźć – opowiadał kilka miesięcy temu. Był zmęczony zainteresowaniem i oczekiwaniami kibiców, presją mediów. Mimo 24 lat czuł się, jakby najlepsze miał za sobą: kilka efektownych zrywów i półtora miliona dolarów premii zebranych z kortów. W żadnym turnieju ATP w 2007 roku nie doszedł dalej niż do ćwierćfinału, był w finałach trzech challengerów.

W niemieckim rankingu Mayer spadł na czwarte miejsce. Za Tommy’ego Haasa, Philippa Kohlschreibera i Nicolasa Kiefera, już tylko o pół kroku przed Michaelem Berrerem. W tym sezonie czuje się już lepiej i ma znów ruszyć w górę rankingu ATP. W pogoń za Kohlscheiberem, z którym znają się od dzieciństwa. Razem uczyli się w tenisowym centrum w monachijskiej dzielnicy Oberhaching, największej fabryce talentów w Niemczech. Do dziś są tam w jednej grupie treningowej: skazani na siebie na dobre i złe, do tego wyjątkowo niedobrani. Kohlscheiber głośny i przebojowy, Mayer delikatny i małomówny. Florian wyskoczył w stronę światowej czołówki kilka lat temu, potem zwolnił. Philipp szedł swoim tempem i teraz on jest górą. Lepszej motywacji do pracy Mayer nie potrzebuje.

W tym roku ma już za sobą jeden ćwierćfinał, w Auckland. Przegrał w nim – jakżeby inaczej – z Kohlschreiberem. Z drugiego turnieju ATP, w którym startował w styczniu, w Adelajdzie, też wyeliminował go rodak: tym razem Mischa Zverev, tyle że już w pierwszej rundzie. A potem było niepowodzenie w Melbourne, gdzie już w pierwszym meczu Australian Open Mayer przegrał z Francuzem Florentem Serrą (i Zverev, i Serra zgłosili się do wrocławskiego turnieju). Niemiec nie lubi twardych kortów. Woli mączkę, a najbardziej trawę. – Gdy widzę trawiasty kort, od razu poprawia mi się humor – mówi. We Wrocławiu go nie znajdzie, ale i tak będzie jednym z kandydatów do zwycięstwa.

Ur. 5 października 1983 w Bayreuth. Wzrost 190 cm, waga 81 kg. Praworęczny. 52. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 2001 roku. Sukcesy: zwycięstwa w challengerach w Sankt Petersburgu (2003), Mexico City (2004), Fuerth, Tampere i Grazu (w 2006), finały turniejów ATP Tour w Sopocie w 2005 i 2006, ćwierćfinał Wimbledonu 2004.

Marin Cilić

Jeśli challengery są dla kibiców szansą przyjrzenia się z bliska tym, którzy niedługo będą gwiazdami tenisa, to tegoroczny KGHM Dialog Polish Indoors warto oglądać dla samego Marina Cilicia. Z szesnastu zgłoszonych do wrocławskiego turnieju tenisistów z pierwszej setki ATP o nim było ostatnio najgłośniej. W Australian Open 19-letni Chorwat doszedł aż do 1/8 finału. Pokonał dwóch rozstawionych zawodników: Nicolasa Almagro i finalistę sprzed roku Fernando Gonzaleza. Przegrał dopiero z trzecim, Jamesem Blakiem.

W meczu z Chorwatem, którego kiedyś wynajmował jako sparingpartnera, Gonzalez był tak bezradny, że zostało mu tylko łamanie rakiet w atakach złości. Cilić nękał go asami serwisowymi i potężnymi wygrywającymi uderzeniami. Czyli tym, co lubi i potrafi robić najlepiej. Jak przystało na Chorwata z rakietą tenisową, jest bardzo wysoki (196 cm) i szczupły. Wpatrzony oczywiście w Gorana Ivanisevicia, ale najczęściej porównywany do Mario Ancicia. Niedawne choroby i kontuzje Ancicia sprawiły, że stał się trzecią rakietą Chorwacji – po Ivanie Ljubiciciu i Ivo Karloviciu.Marin urodził się w bośniackim Mostarze w 1988 roku, w ostatnich spokojnych chwilach byłej Jugosławii. Dziś mieszka w Zagrzebiu, ale trenuje najczęściej w San Remo, w tenisowej akademii słynnego australijskiego trenera Boba Bretta. Dostał się do niej z poręki Ivanisevicia, najsłynniejszego po Borisie Beckerze ucznia Bretta.

Efekty trwającej ponad rok współpracy już widać. Marin lepiej się porusza, robi mniej niewymuszonych błędów, a to był do niedawna jego główny problem. Dzięki Brettowi jego kariera nabrała nagłego przyspieszenia. W ciągu ostatniego roku ze 170. miejsca w rankingu awansował na początek drugiej pięćdziesiątki. W tym sezonie grał już w półfinale Chennai Open, przegrywając z późniejszym zwycięzcą Michaiłem Jużnym.

Chorwat jest najmłodszym tenisistą w pierwszej setce rankingu po Donaldzie Youngu, to z nim długo rywalizował o miano najlepszego juniora na świecie. Atakuje piłki bardzo szybko, nie lubi kalkulować, nie boi się bardziej znanych rywali. Swój pierwszy mecz na trawie wygrał z jej niedoszłym królem Timem Henmanem, w 2007 roku w Queen’s. W Sankt Petersburgu pokonał Nikołaja Dawydienkę w słynnym już meczu, w którym Rosjanin dostał od sędziego karę za to, że rzekomo niewystarczająco się starał.

Najbardziej odpowiadają mu korty twarde, zwłaszcza w hali, ale do obecnego sezonu największe sukcesy osiągał na mączce. Zwyciężył w juniorskim Roland Garros w 2005, dwa wygrane przez niego w 2007 r. challengery, w Casablance i Rijece, też toczyły się na kortach ziemnych. Będzie we Wrocławiu najwyżej klasyfikowanym tenisistą. Przed Australian Open był na 57. miejscu w ATP, najwyższym w karierze. Grą w Melbourne zapewnił sobie awans do czołowej 40 i swój prywatny plan na 2008 r. już wypełnił. Teraz pora na więcej. Jeśli będzie szedł do przodu z takim rozmachem jak ostatnio, już niedługo wszyscy organizatorzy turniejów będą pamiętać, że jest Marinem, nie Marianem, a dziennikarze przestaną pytać, czy z takim wzrostem nie wolał zostać koszykarzem.

Ur. 28 września 1988 w Mostarze. Wzrost 196 cm, waga 79 kg. Praworęczny. 57. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 2005 roku. Sukcesy: zwycięstwa w challengerach w Casablance i Rijece (oba w 2007), półfinały dwóch turniejów ATP Tour, w Sankt Petersburgu i Chennai, czwarta runda Australian Open 2008.

Nicolas Mahut

Żeby zagrać w KGHM Dialog Polish Indoors, potrzebował tzw. dzikiej karty od organizatorów, bo takie zasady obowiązują w challengerach tenisistów z czołowej pięćdziesiątki rankingu. Mahut dopiero się przyzwyczaja, że ta reguła dotyczy również jego. Po kilku latach przebijania się do góry rankingu wreszcie doczekał się nagrody. Poprzedni sezon po raz pierwszy zakończył wśród pięćdziesięciu najlepszych tenisistów ATP. W połowie stycznia był na 44. miejscu, najwyżej w karierze.

Jeszcze do niedawna Mahuta oprócz bywalców challengerów znali przede wszystkim ci, którzy śledzą turnieje deblowe. W parze z Julienem Benneteau Francuz wygrał dwa turnieje, a w trzech innych dochodził do finału.

W pojedynkę Nicolas zapracował na rozgłos tylko grą na trawie. W ubiegłym roku na kortach Queen’s jednego dnia pokonał rozstawionego z piątką Ivana Ljubicicia, a niedługo później numer 1 turnieju Rafaela Nadala. Doszedł tam do pierwszego w karierze finału turnieju ATP Tour, miał nawet piłkę meczową w meczu z Andym Roddickiem. Amerykańska odmiana serw – wolej okazała się skuteczniejsza od francuskiej, ale to Mahutem zachwycali się dziennikarze i kibice, chwaląc jego serwis, odwagę i wierność klasycznemu stylowi gry. „Od czasów Borisa Beckera nikt się tutaj tak pięknie i często nie rzucał na kort, próbując sięgnąć piłki” – pisał „Times”. Miesiąc później w Newport, w drugim finale w karierze i kolejnym na korcie trawiastym, Francuz przegrał z Fabrice’em Santoro.

W wielkoszlemowych turniejach Mahutowi też najlepiej szło na trawie (trzecia runda w Wimbledonie 2006), a najgorzej u siebie we Francji. Nicolas, zawodnik paryskiego Team Lagardere, jeszcze nie wygrał meczu na Roland Garros. Wierność klasycznemu stylowi opłaca się w grze na trawie, na innych nawierzchniach bywa obciążeniem. Mahuta zawsze ciągnie do siatki, często również wtedy, gdy to najmniej odpowiednie rozwiązanie.

Najmłodszy z piątki rodzeństwa – ma trzech braci i siostry – w tenisa zaczął grać jako pięciolatek, do akademii tenisowej zapisał się sześć lat później. Kiedyś był najlepszym juniorem Francji, mistrzem Wimbledonu w tej kategorii wiekowej, ale jak często bywa, przejście do gry z dorosłymi kosztowało wiele czasu i rozczarowań. Gra z zawodowcami od 2000, rywale, z którymi wygrywał w juniorskich turniejach, robili kariery, a on długo czekał, żeby awansować choćby do pierwszej dziesiątki Francuzów. Dziś jest siódmą rakietą kraju.

Premie z debla zapewniały mu finansowy spokój, więc próbował dalej, krok po kroku. Od trzech lat udaje mu się skończyć sezon w pierwszej setce. W tym roku na razie odpada z turniejów dość szybko, ale po pojedynkach z dobrymi rywalami. W Sydney pokonał go Lleyton Hewitt, w walce o ćwierćfinał w Chennai – Marin Cilić, a w drugiej rundzie Australian Open Nikołaj Dawydienko.

Mahut przyjeżdża do Wrocławia w poszukiwaniu punktów nie pierwszy raz, w 2004 i 2006 docierał do ćwierćfinału. Rok temu Francuz był rozstawiony z numerem 1 i przegrał już w drugiej rundzie z Chorwatem Roko Karanusiciem, ale przede wszystkim z własną niecierpliwością.

Ur. 21 stycznia 1982 w Angers. Wzrost 190 cm, waga 80 kg. Praworęczny. 44. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 2000 roku. Sukcesy: zwycięstwa w challengerach w Manchesterze (2003), Valladolid (2004), Besancon, Herbourg i Kioto (w 2006), finały turniejów ATP Tour w Queen’s i Newport (oba w 2007).

Werner Eschauer

Obrońca tytułu. Przed rokiem wygrał w finale z Czechem Tomasem Zibem, a wcześniej wyrzucił z turnieju Polaków Łukasza Kubota i Michała Przysiężnego. Wtedy nieśmiało planował, że może kiedyś wreszcie uda mu się awansować do pierwszej setki. Zaskoczył sam siebie: już kilka miesięcy później był o dwa miejsca od czołowej 50 ATP, a dziś jest 64. Dość niespodziewane osiągnięcie jak na tenisistę, który ma już 33 lata i od dziesięciu lat bez powodzenia próbował dostać się tam, gdzie jest teraz. Austriak po zwycięstwie we Wrocławiu wygrał trzy inne challengery, był w finale czwartego, a do tego pierwszy raz w życiu grał w finałowym meczu turnieju ATP Tour – w Amersfoort. W całym 2007 r. wygrał w ATP Tour siedem meczów, czyli tyle, ile przez wszystkie poprzednie lata kariery razem wzięte.

Ur. 26 kwietnia 1974 w Hollenstein. Wzrost 185 cm, waga 75 kg. Praworęczny. 64. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 1998 roku. Sukcesy: zwycięstwa w challengerach w Tangerze (2000), Seulu (2002), Brunszwiku (2003), Genewie (2005), Chiasso, Kranju (2006), Wrocławiu, Lugano, Chiasso, Barletcie (2007), finał turnieju ATP Tour w Amersfoort (w 2007, przegrał ze Steve’em Darcisem).

Marc Gicquel

Urodzony w Tunezji Francuz ma za sobą świetny rok – awans co najmniej do ćwierćfinału w sześciu turniejach ATP Tour, zwycięstwo nad Tommym Robredo w drodze do finału w Lyonie (wcześniej nigdy nie pokonał tenisisty z pierwszej dziesiątki). Nowy sezon też zaczął dobrze. W Australian Open doszedł do trzeciej rundy, przegrywając dopiero z Nikołajem Dawydienką. Najlepiej gra w turniejach halowych. Kolejny przykład długiego marszu do pierwszej setki rankingu. Gicquel dostał się tam w 2006 roku, mając 29 lat, i od tamtej pory broni swojego miejsca.

Ur. 30 Marca 1982 w Tunisie. Wzrost 187 cm, waga 75 kg. Praworęczny. 73. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 1999 roku. Sukcesy: finały turniejów ATP Tour w Lyonie (2006, 2007), czwarta runda US Open 2006.

Simone Bolelli

Zanosiło się na to, że jego największymi tenisowymi przeżyciami pozostaną zwycięstwa w challengerach i okazyjne sparingi z Rogerem Federerem, ale kariera Włocha nagle nabrała przyspieszenia. W poprzednim sezonie awansował do pierwszej setki rankingu, zaczął też wreszcie wygrywać w ATP Tour. I to z nie byle kim: w Miami z Gaelem Monfilsem i Dmitrijem Tursunowem, w Barcelonie z Maratem Safinem. Awansował do drugich rund Roland Garros, Wimbledonu i US Open. Ćwiczy z Claudio Pistolesim, byłym mężem i trenerem Anny Smashnovej.

Ur. 8 października 1985 w Bolonii. Wzrost 182 cm, waga 79 kg. Praworęczny. 70. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 2003 roku. Sukcesy: zwycięstwa w challengerach w Biella, Como (2006), Tunisie i Bratysławie (2007).

Juergen Melzer

Tacy jak on w challengerach startują z wyboru, a nie z konieczności. Melzer cztery ostatnie sezony kończył w czołowej 60, w marcu 2007 był 28. Zarobił na kortach ponad 2 mln dolarów i jest jednym z niewielu uczestników KGHM Polish Indoors, którzy wywalczyli tytuł w ATP Tour (dwa lata temu w Bukareszcie). Leworęczny Austriak jest świetnym deblistą. W parze z Julianem Knowle’em i Robertem Kendrickiem wygrał trzy turnieje. W singlu nierówny, źle wypada w meczach ze specjalistami od przebijania piłki zza linii końcowej. W tym sezonie odpadał w drugich rundach w Chennai, Auckland i Australian Open.

Ur. 22 maja 1981 w Wiedniu. Wzrost 182 cm, waga 75 kg. Leworęczny. 71. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 1999 roku. Sukcesy: zwycięstwo w turnieju ATP Tour w Bukareszcie (2006, pokonał Filippo Volandriego) i awans do finału pięciu innych turniejów.

Victor Hanescu

Miał dwie kariery. Jedną do lutego 2006 r. i poważnej kontuzji żeber, drugą po niej, gdy wszystko musiał zaczynać od nowa. W tej pierwszej blisko dwumetrowy Hanescu był ćwierćfinalistą Roland Garros (w 2005 r. pokonał go dopiero Roger Federer), tenisistką z czołowej 40, wygrywał z Davidem Nalbandianem, Tommym Robredo, Rafaelem Nadalem, Rainerem Schuettlerem (wówczas w pierwszej dziesiątce). Po blisko rocznej przerwie na leczenie spadł do siódmej setki rankingu, specjalne przepustki do ATP Tour dla wracających po kontuzji nie na wiele mu się przydały. Odbudował się przede wszystkim dzięki challengerom. Wygrał trzy, doszedł do finału ATP Tour w Bukareszcie i wrócił w 2007 do pierwszej setki, przeskakując w rok ponad 560 pozycji.

Ur. 21 lipca 1981 w Bukareszcie. Wzrost 198 cm, waga 85 kg. Praworęczny. 79. w rankingu ATP z 14 stycznia. Zaczął startować w zawodowych turniejach w 1999 roku. Sukcesy: finał turnieju ATP w Bukareszcie (2007), ćwierćfinał Roland Garros 2005, zwycięstwa w challengerach w Maia (2002), Rzymie (2004), Timisoarze, Grazu i Bukareszcie (2007).

Tenis
Amerykański bombardier z rozbrajającym uśmiechem. Kim jest Ben Shelton?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Tenis
Burza po meczu Igi Świątek w Australian Open. Co się wydarzyło i kto popełnił błąd?
Tenis
Iga Świątek w półfinale Australian Open! Zagrała z Emmą Navarro największe hity
Tenis
Emma Navarro. Córka miliardera wybrała tenis i idzie własną drogą
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Tenis
Novak Djoković – Carlos Alcaraz. Produkt klasy premium
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego