Przed meczem z Polską szwajcarska prasa nie miała wątpliwości. W tym pojedynku dla Helwetów nie ma wiele do wygrania, a za to sporo do stracenia. I mówiąc o tym, bynajmniej nie mieli na myśli około 100 tys. franków (ponad 210 tys. zł), które związek musiał dołożyć do organizacji pojedynku z Polską. To było wiadomo już dawno. Zresztą o takich sumach w Szwajcarii się nie rozmawia. Jak już, to raczej z żalem przypomina się, że w mieszczącej 2650 miejsc Bodensee-Arena pozostało około 600 wolnych miejsc, które przecież można było sprzedać (bilety po 51 i 61 franków).
To sytuacja wręcz odwrotna niż w Polsce, gdzie 100 tysięcy to w tenisie wielka suma, szczególnie we frankach, a każdy organizator imprezy tenisowej byłby zachwycony mając w kasie pieniądze za ponad dwa tysiące biletów. Tym jednak na pierwszy rzut oka różni się tenisowa Szwajcaria od tenisowej Polski.
Już same tytuły prasowe w stylu „Karne zajęcia w Kreuzlingen” („Tagesanzeiger"), czy „Role jasno rozdane” („Mittelland Zeitung”) wyraźnie wskazywały, że nad Jeziorem Bodeńskim trzeba odbębnić mecz z mało atrakcyjnym rywalem i ruszyć dalej w stronę Grupy Światowej.
Jednak Brytyjczyk Nick Brown, oficjalnie doradca polskiej ekipy a w rzeczywistości kapitan reprezentacji zrobił wszystko, by Dawid Olejniczak i Błażej Koniusz uwierzyli w swoją szansę i nawiązali walkę z Helwetami, mimo braku Łukasza Kubota i Michała Przysiężnego.
Pierwszy mecz pokazał już jak wiele i niewiele zarazem dzieli nas od Szwajcarów. - Rywal chyba zbyt łatwo oddał mi kilka punktów w decydujących momentach setów – analizował Stephane Bohli, który w pierwszym pojedynku niemal 2,5 godziny walczył z Dawidem Olejniczakiem. Przez większą część meczu nie było widać różnicy 150 miejsc w rankingu (Bohli – 143, Olejniczak 306), pokazywała się dopiero w końcówkach setów. Olejniczak chciał, ale nie trafiał. A raczej trafiał w aut i siatkę, a Bohli po prostu przebijał i cierpliwie czekał na błąd Polaka. Pomyłki zdarzały się zbyt często, jak choćby w tie breaku drugiej partii, gdy zawodnik Mery Warszawa popełnił cztery niewymuszone błędy, sam grzebiąc swoje szanse.