Dla tenisa izraelskiego to największe wydarzenie w historii. Do soboty tenisiści tego kraju mogli tylko wspomniać awans do ćwierćfinału w 1987 roku (przegrali wówczas w New Delhi z Indiami), a potem wędrowali między niższymi grupami rozgrywek, potykając się m.in. w 2001 roku z Polską w grupie II strefy euro-afrykańskiej.
Rosja z Igorem Andrejewem i Michaiłem Jużnym wedle rankingowych rachub powinna ten mecz wygrać łatwo, lecz sensacyjne zwycięstwo Izraela było pewne już w sobotę po meczu deblowym. Prowadzenie 2-0 po piątkowych singlach w Nokia Arena otworzyło szeroko drogę do sukcesu, bo Andy Ram i Yoni (Jonathan) Erlich to jedna z najlepszych par świata, mistrzowie Australian Open 2008. Wprawdzie potem Erlich przez dziesięć miesięcy leczył kontuzję, ale stawka spotkania kazała mu zapomnieć o złej przeszłości.
Izraelczycy pokonali w pięciu setach Marata Safina i Igora Kunicyna i można było świętować. Niedzielne mecze grano już tylko dla statystyk.
Premier Benjamin Netanyahu chwilę po zakończeniu meczu deblistów zadzwonił do prezesa Izraelskiego Związku Tenisowego Mosze Haviva z gratulacjami, w których nie zabrakło stwierdzeń, że “Izrael został znów wpisany przez tenisistów na mapę świata”. Ram i Erlich stwierdzili, że ich zwycięstwa wielkoszlemowe są mniej warte niż sukces w drużynie. Kapitan Eyal Ran został przeniesiony na ramionach kibiców wokół hali, w której było codziennie ponad 10 tysięcy osób. To wydarzenie przyćmiło pozostałe mecze ćwierfinałowe grupy światowej. Harel Levy, Dudi Sela oraz izraelscy debliści zagrają w półfinale z Hiszpanami.
W meczu obrońców tytułu z Niemcami w Marbelii wynik wydawał się oczywisty – nawet bez Rafaela Nadala mieli wygrać jego koledzy. Rachuby zmienił Philipp Kohlschreiber, który pokonał zarówno Tommy’ego Robredo, jak i Fernando Verdasco, który chyba nie wytrzymał trudów spotkania. Grał codziennie, rozegrał 14 setów. Przy remisie 2-2 o trzeci, decydujący punkt walczyć musiał Juan Carlos Ferrero i pokonał Alexandra Becka.