Mecz Agnieszka adwańska – Arantxa Parra Santonja nie trwał długo i nie był nadmiernie trudny dla najlepszej polskiej tenisistki. Były w nim wymiany, w których trzeba było się spocić, ale rywalka nie przesadzała z bojowością i skutecznością. To jedno ze spotkań w sam raz na aktywne rozpoczęcie turnieju, lecz bez wielkich stresów.
[srodtytul]Krótka droga do sukcesu[/srodtytul]
Grały na korcie nr 11, trochę z boku, ale z porządną trybuną. W hierarchii nowojorskich stadionów nie jest to miejsce najważniejsze, ale także nie takie złe. W każdym razie to nie ogrom publiczności spowodował, że tenisistki rozgrywały pierwsze gemy nerwowo. Chwilę trwało, zanim obie poczuły tempo odbić, moc własnych podań i szybkość nawierzchni.
Hiszpanka uczyła się dłużej. Przegrała pierwszego seta z powodu własnego niedbalstwa serwisowego. Jedno przyspieszenie Radwańskiej we właściwym momencie seta spowodowało, że Polka już prowadziła 6:4 i z dość pewną siebie miną zaczynała kolejnego gema.
Dopiero wtedy można było zobaczyć, że Parra Santonja umie coś więcej, niż strzelić od czasu do czasu mocną piłkę w róg kortu albo dobiec do siatki i ładnie zagrać woleja. Deblowe umiejętności Hiszpanki powodowały, że mecz oglądało się bez nudy, ale mnóstwo piłek Arantxa pakowała w siatkę lub na autach, więc taktyką Radwańskiej stało się pilnowanie dokładności własnych zagrań i to wystarczyło do sukcesu.