Jej szpagaty na kortach, zaraźliwy śmiech i brak jakiejkolwiek pozy to jedne z niewielu spraw, które Belgowie z południa i północy uważają jeszcze za wspólne. Nawet teraz, gdy Kim ma drugi dom nad rzeką Hudson, a Amerykanie piszą o niej „Jersey Girl”. Kiedy była narzeczoną Lleytona Hewitta, Australijczycy lubili ją bardziej niż jego i też uważali za swoją. Ale to Ameryka stała się jej drugą ojczyzną. A US Open jedynym wielkoszlemowym turniejem, który oswoiła. Jak mówi, nigdzie nie ma na trybunach tylu przyjaciół co w Nowym Jorku, tu się czuje u siebie. W sobotni wieczór loża była pełna, a ona po zwycięstwie wspięła się tam by pocałować męża, Briana Lyncha, i wziąć na kort córeczkę.
[srodtytul]Mocne serce [/srodtytul]
Mała Jada podczas finału z Rosjanką Wierą Zwonariową bardziej była zajęta kawałkiem arbuza niż meczem. Raczej słusznie, bo poza wyrównanym początkiem był to serial łatwych punktów dopisywanych Kim. Belgijka wygrała 21. z rzędu mecz na Flushing Meadows. Ta seria trwa od 2005 roku, z przerwą na dwuletni urlop macierzyński. Clijsters nie są w stanie przeszkodzić ani ryczące samoloty z pobliskiego lotniska La Guardia, ani huraganowe wiatry nad kortami. Pięć lat temu Kim udowodniła właśnie w Nowym Jorku, że jednak nie ma, jak tłumaczyli niektórzy, zbyt miękkiego serca by wygrywać tak wielkie turnieje. Rok temu pokazała tutaj, że wielkoszlemowy puchar może podnieść młoda mama po przerwie w karierze. A w sobotę obroniła tytuł, po niespełna godzinnym finale, tak łatwym jak mecz pierwszej rundy z byle kwalifikantką.
[srodtytul]Okrucieństwo tenisa [/srodtytul]
Niedługo przed ich meczem Roger Federer i Novak Djoković skończyli blisko czterogodzinną walkę w półfinale. Grali mecz od którego nie sposób się było oderwać, zwłaszcza od piątego seta, w którym do końca nic nie było jasne, a Novak Djoković przecisnął się do finału przez najwęższą ze szczelin. Tam były nerwy, napięcie, równowaga strachu, i na końcu niespodzianka. A w kobiecym finale była Wiera Zwonariowa w panice i aż siedem gemów z rzędu wygranych przez Clijsters od 3:2 w pierwszym secie do 3:0 w drugim. Chwilami aż się chciało odwrócić wzrok, to było okrucieństwo tenisa. Gra Zwonariowej, jednej z najbardziej lubianych tenisistek WTA Tour, rozpadła się na kawałki w chwili próby. Tak jak trzy miesiące temu w jej pierwszym wielkoszlemowym finale, w Wimbledonie, gdy gładko pokonała ją Serena Williams. Rosjanka znów była sparaliżowana finałem, zwłaszcza gdy przychodziło serwować, a rzadko popełniająca błędy Clijsters nie pozwoliła jej odzyskać rytmu do końca meczu. Oddała w drugim secie tylko jednego gema, wykorzystała już pierwszą piłkę meczową, wygrała 6:2, 6:1.