Królowa z New Jersey

Kim Clijsters przeszła finał jak huragan, u panów o tytuł grali Rafael Nadal i Novak Djoković. To była pierwsza od siedmiu lat taka niedziela bez Rogera Federera

Aktualizacja: 12.09.2010 17:30 Publikacja: 12.09.2010 17:17

Kim Clijsters

Kim Clijsters

Foto: AFP

Jej szpagaty na kortach, zaraźliwy śmiech i brak jakiejkolwiek pozy to jedne z niewielu spraw, które Belgowie z południa i północy uważają jeszcze za wspólne. Nawet teraz, gdy Kim ma drugi dom nad rzeką Hudson, a Amerykanie piszą o niej „Jersey Girl”. Kiedy była narzeczoną Lleytona Hewitta, Australijczycy lubili ją bardziej niż jego i też uważali za swoją. Ale to Ameryka stała się jej drugą ojczyzną. A US Open jedynym wielkoszlemowym turniejem, który oswoiła. Jak mówi, nigdzie nie ma na trybunach tylu przyjaciół co w Nowym Jorku, tu się czuje u siebie. W sobotni wieczór loża była pełna, a ona po zwycięstwie wspięła się tam by pocałować męża, Briana Lyncha, i wziąć na kort córeczkę.

[srodtytul]Mocne serce [/srodtytul]

Mała Jada podczas finału z Rosjanką Wierą Zwonariową bardziej była zajęta kawałkiem arbuza niż meczem. Raczej słusznie, bo poza wyrównanym początkiem był to serial łatwych punktów dopisywanych Kim. Belgijka wygrała 21. z rzędu mecz na Flushing Meadows. Ta seria trwa od 2005 roku, z przerwą na dwuletni urlop macierzyński. Clijsters nie są w stanie przeszkodzić ani ryczące samoloty z pobliskiego lotniska La Guardia, ani huraganowe wiatry nad kortami. Pięć lat temu Kim udowodniła właśnie w Nowym Jorku, że jednak nie ma, jak tłumaczyli niektórzy, zbyt miękkiego serca by wygrywać tak wielkie turnieje. Rok temu pokazała tutaj, że wielkoszlemowy puchar może podnieść młoda mama po przerwie w karierze. A w sobotę obroniła tytuł, po niespełna godzinnym finale, tak łatwym jak mecz pierwszej rundy z byle kwalifikantką.

[srodtytul]Okrucieństwo tenisa [/srodtytul]

Niedługo przed ich meczem Roger Federer i Novak Djoković skończyli blisko czterogodzinną walkę w półfinale. Grali mecz od którego nie sposób się było oderwać, zwłaszcza od piątego seta, w którym do końca nic nie było jasne, a Novak Djoković przecisnął się do finału przez najwęższą ze szczelin. Tam były nerwy, napięcie, równowaga strachu, i na końcu niespodzianka. A w kobiecym finale była Wiera Zwonariowa w panice i aż siedem gemów z rzędu wygranych przez Clijsters od 3:2 w pierwszym secie do 3:0 w drugim. Chwilami aż się chciało odwrócić wzrok, to było okrucieństwo tenisa. Gra Zwonariowej, jednej z najbardziej lubianych tenisistek WTA Tour, rozpadła się na kawałki w chwili próby. Tak jak trzy miesiące temu w jej pierwszym wielkoszlemowym finale, w Wimbledonie, gdy gładko pokonała ją Serena Williams. Rosjanka znów była sparaliżowana finałem, zwłaszcza gdy przychodziło serwować, a rzadko popełniająca błędy Clijsters nie pozwoliła jej odzyskać rytmu do końca meczu. Oddała w drugim secie tylko jednego gema, wykorzystała już pierwszą piłkę meczową, wygrała 6:2, 6:1.

[srodtytul]Lot Nadala [/srodtytul]

Rafael Nadal do swojego pierwszego finału w Nowym Jorku doszedł z podobną swobodą. Nie stracił seta, dopuścił rywali do ledwie czterech tie breaków, ale w półfinale Michaiłowi Jużnemu nie pozwolił nawet na to. Wygrał 6:2, 6:3, 6:4. To z Jużnym poniósł najcięższą porażkę w karierze, 0:6, 1:6 dwa lata temu w finale w Chennai. Ale wtedy był wycieńczony czterogodzinną walką w półfinale z Carlosem Moyą. W Nowym Jorku salutujący po zwycięstwach Rosjanin nie mógł zameldować wykonania zadania. Czarował jak zwykle, wygrał najdłuższą wymianę meczu, 26 uderzeń, ale co innego się zerwać do ładnej gry, co innego konsekwentnie wyrywać punkty Nadalowi. To Hiszpan bardziej chciał i bardziej mógł, jak tylko Jużnemu wydawało się, że widzi szansę, był karcony mocnym serwisem.

Niedługo przed US Open Nafal wypełniał dla „Vanity Fair” kwestionariusz Prousta i na pytanie, jaki talent chciałby mieć, odpowiedział: „Łatwość, z jaką Roger Federer gra w tenisa”. Ale to on ją w Nowym Jorku pokazywał, nie tylko hiszpańska prasa pisała, że fruwał nad kortami. Przez dwa lata z rzędu zatrzymywał się na półfinale US Open, teraz wreszcie mu się udało. Wczoraj w nocy polskiego czasu, już po zamknięciu tego wydania gazety, grał z Novakiem Djokoviciem. Zwycięstwo oznaczałoby, że został siódmym tenisistą, który wygrał każdy z wielkoszlemowych turniejów. Byłby w tej grupie najmłodszy.

[srodtytul] Duma i niecierpliwość [/srodtytul]

Słynna lekkość Federera gdzieś się zawieruszyła. Ustąpiła miejsca niecierpliwości i prostym błędom w ważnych chwilach. Może to była podrażniona duma niedawnego władcy Nowego Jorku, który po ubiegłorocznej porażce z Juanem Martinem del Potro chciał jak najszybciej odzyskać tytuł, będący w jego rękach przez poprzednie pięć lat. A może miał rację Mats Willander, mówiąc po meczu, że Federer ugiął się pod oczekiwaniami własnymi i publiczności: że ma być wielki finał z Nadalem, innego US Open 2010 nie jest godny. Djoković miał przeciw sobie widzów na korcie centralnym, ale w decydujących momentach okazał się odporniejszy.

Długo nic tego nie zapowiadało. Federer wygrał pierwszego i trzeciego seta po 7:5, odpoczywał w drugim i czwartym, oddając je Djokoviciowi (1:6, 2:6). W piątym wygrywali swoje podania, szli w stronę tie breaka, bliższy pierwszego przełamania serwisu rywala był Serb przy stanie 3:3, ale Szwajcar się obronił. Po serii błędów Djokovicia miał przy 5:4 dwie piłki meczowe, ale wtedy siły i szczęście go opuściły.

[b]Frotka w tłum[/b]

Przegrał te dwie szanse, mylił się seriami, Djoković przełamał jego podanie i prowadził 6:5. Wykorzystał już pierwszą piłkę meczową, Federer wyrzucił ją w aut a potem powiedział, że nie będzie oglądał finału, bo ma po ostatnich kilku tygodniach dość tenisa. Wielkoszlemowy rok zaczął dobrze, od zwycięstwa w Australii, ale potem były porażki w ćwierćfinałach w Paryżu i Londynie, a teraz pierwszy od siedmiu lat finał w Nowym Jorku bez Federera i jego łez. Spakował się nie podnosząc wzroku, pożegnał Flushing Meadows rzucając frotkę w tłum i nawet nie patrzył, kto ją złapał.

Łzy płynęły po finale kobiet. Płakała zawstydzona Zwonariowa. – Wiem co czujesz – mówiła jej Clijsters, która przegrała cztery wielkoszlemowe finały zanim udało jej się zwyciężyć w US Open 2005. – Odrobina doświadczenia pomaga – tłumaczyła po finale. W Nowym Jorku wygrała czwarty turniej w tym roku i zapowiedziała że będzie grała w tenisa przynajmniej do 2012 roku i igrzysk w Londynie. Widzów jak zwykle owinęła sobie wokół palca: żartami o tym, jak jest przesądna i jak denerwował ją nowojorski wiatr na kortach, bo rozwiewał Jadzie loki, podziękowaniami dla męża, który jest tez najlepszym przyjacielem, i opowieściami o najważniejszych sprawach. Wspominała, jak trudno myśleć o tenisie, gdy finał wypada w dziewiątą rocznicę zamachów 11 września – była wtedy w samolocie do Australii z Lleytonem, który właśnie wygrał US Open – a gdy mówiła o zmarłym ojcu już nie wytrzymała i kończyła we łzach. Następcą króla Rogera na Flushing Meadows nie będzie Nadal. Teraz Nowy Jork ma królową.

Tenis
Iga Świątek na najwyższych obrotach. Polska w półfinale United Cup
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Tenis
United Cup. Duet Iga Świątek – Hubert Hurkacz zapewnił awans
Tenis
Długi i ciężki mecz Polski na początek United Cup
Tenis
Kamil Majchrzak: Ja musiałem zaczynać od zera
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay