Przypominam sobie bandaże na zgrabnych nogach, krew cieknącą z nosa, skurcze wyglądające niczym atak epilepsji, mecze poddawane przed czasem albo takie, gdzie jedna z zawodniczek nie miała sił na dalszą grę.
Stacja telewizyjna Eurosport na rozgrzewkę przed tegoroczną batalią (zaczyna się dziś w Dausze) planowała powtórkę kilku wielkich pojedynków z przeszłości. Niestety, ani francuski finał z Los Angeles w roku 2005, bój Mary Pierce z Amelie Mauresmo, ani madrycka perła, mecz Justine Henin z Amelie Mauresmo przed czterema laty, ani rozgrywany rok później w tym samym miejscu dramatyczny pojedynek Justine Henin z Marią Szarapową nie trafiły ostatecznie na ekran. Zobaczyliśmy za to Serenę i Venus Williams z roku ubiegłego. Kto wie, czy nie ostatni mecz Amerykanek na takim szczeblu. Widowisko trudne w odbiorze, bo siostry jak zwykle nie walczyły ze sobą z przesadną intensywnością.
Teraz obu Amerykanek w Dausze nie będzie. Jak blisko połowa pierwszej dwudziestki rankingu siostry przegrały na finiszu sezonu z kontuzjami. Ich nieobecność plus brak finalistki z Melbourne Justine Henin każe sceptycznie patrzeć na kolejną imprezę u szejków. Zagrają w Katarze: Karolina Woźniacka, Francesca Schiavone, Jelena Dementiewa i Samantha Stosur (grupa kasztanowa) oraz Kim Clijsters, Wiktoria Azarenka, Wiera Zwonariowa i Jelena Janković (grupa biała).
Na szczęście są też sygnały optymistyczne. Z czterodniowym wyprzedzeniem zawitała do Kataru wyleczona Clijsters. Belgijka przyjechała z mężem i córką, naładowana pozytywną energią. Z pozostałej siódemki finalistek sześć przez ostatnie dwa tygodnie odpoczywało, leczyło drobne urazy, spokojnie szykowało formę na ostatni sprawdzian. O awans grała do końca tylko Azarenka. Wyniki i przebieg moskiewskiego turnieju o Puchar Kremla podpowiadają, że Białorusinka właśnie wróciła do dobrej dyspozycji z pierwszych miesięcy roku.
W niemal 40-letniej historii mistrzostw kończących sezon nie brakowało organizacyjnych potknięć i sportowych wpadek. Było tam też kilka kart zapisanych pięknie. Na zakończenie trzyletniej przygody z Katarem, a przed przeprowadzką do Turcji, marzy się turniej, do którego będzie można wracać z sentymentem.