Jeśli finał, to Kim Clijsters

Kim Clijsters wygrała mistrzostwa WTA w Dausze. Finał Belgijki z Dunką Karoliną Woźniacką trwał długo, miał dwa zasadnicze zwroty akcji i zakończył się wynikiem 6:3, 5:7, 6:3.

Publikacja: 31.10.2010 22:02

Kim Clijsters

Kim Clijsters

Foto: AFP

W najważniejszym meczu turnieju widać było, że grają dwie najlepsze (wśród zdrowych) tenisistki świata. Spotkanie nie zawiodło także tych, którzy lubią być zaskakiwani przez panie z rakietami. Wygrała ta, która o tenisie wie więcej i tę wiedzę potrafiła wykorzystać we właściwych momentach. Kim Clijsters to w tym roku mistrzyni najważniejszych meczów: grała rzadko, ale dotała do pięciu finałów i gdy już dotarła, to nie przegrała żadnego.

Belgijka, zdaniem wielu fachowców, z odrobiną premedytacji wybrała Samanthę Stosur jako rywalkę w półfinale. Na siłę Australijki umiała odpowiedzieć siłą, a gdy wygrała tie-break pierwszego seta, w drugim już miała finał na wyciągnięcie rakiety. Woźniacka zagrała w półfinale z Wierą Zwonariową i awansowała w podobny sposób: najpierw jeden set walki, potem zbieranie owoców przewagi.

Mimo tego, że obie finalistki nie wygrały wszystkich spotkań grupowych, nikt nie miał wątpliwości, że finał ma właściwą obsadę. Zaczął się jednak od sporej przewagi tenisistki z Belgii. Świetny forhend, pewny bekhend, spokój podczas wymian, wszystko to złożyło się na wygraną w pierwszym secie i prowadzenie w drugim 4:1.

To były najciekawsze fragmenty meczu. Część publiczności już widziała Belgijkę z pucharem w dłoniach, ale Dunka ma, daną wielkim sportowcom, wolę przetrwania najtrudniejszych chwili. Karolina zacisnęła zęby i sporo ryzykując, ruszyła do kontrataku. Z kilku następnych gemów może być dumna. Dobrze kontrolowana agresja dała jej zwycięstwo w drugim secie 7:5 i udany początek drugiego: kolejne przełamanie serwisu rywalki.

Kim Clijsters wygrała wcześniej Masters dwa razy, w 2002 i 2003 roku. Niełatwo ją przestraszyć takimi zrywami. Wytrzymała, spokojnie zmieniła rytm swoich zagrań i znów zaczęła rządzić na korcie. Przy stanie 5:2 już trudno było uwierzyć w kolejną nagłą odmianę rezultatu, i rzeczywiście, dwa gemy później tenisistki dziękowały sobie za grę. – Poczułam najpierw wielką ulgę, że wszystko się wreszcie skończyło. Przez chwilę myślałam, że końca nigdy nie będzie. To była twarda walka. Pokazywałyśmy chwilami wielki tenis, ale chwilami najważniejsze okazywało się nasze świetne przygotowanie fizyczne. W sumie – na korcie było sporo dobrych zagrań. Wynik może nieco martwi Karolinę, lecz przecież ona ma wielką przyszłość, a ja nie wiem, czy dam radę grać tak dobrze jeszcze parę lat – mówiła Kim Clijsters.

Amerykanie nie mogą łatwo wybaczyć Karolinie Woźniackiej, że 11 października zabrała Serenie Williams pierwsze miejsce w rankingu WTA, wypominają brak tytułu wielkoszlemowego i słaby bilans spotkań z najlepszymi rywalkami. Porażka w Dausze to dla nich także dowód, że nie zasługuje na nr 1 na koniec sezonu. Jednak córka Piotra Woźniackiego wyglądała na zadowoloną. – Kim zasłużyła na zwycięstwo, jej doświadczenie bardzo się liczyło, ale dla mnie to też był udany tydzień, również udany rok. Wygrałam sześć turniejów, pokonałam wiele wspaniałych przeciwniczek. Ze wszystkimi wygrać się nie da. Przegrałam ten finał i nic już więcej z tym nie zrobię. Wrócę do domu i zacznę znów mocno trenować. Na razie jednak jestem dumna z tego sezonu, niezależnie od wyniku finału w Dausze – mówiła tenisistka z Danii.

Dobrą stroną Masters w Dausze było także to, że niemal wcale nie mówiono o kontuzjach i bólu uprawiania przez kobiety zawodowego tenisa. Nie było powtórki z ubiegłorocznych dramatów na korcie, ciągłych interwencji lekarzy, przerw i obaw o zdrowie grających. Jeśli polało się trochę łez, to tylko z powodu zakończenia kariery przez Jelenę Dementiewą.

Przez następne trzy lata na mistrzostwa WTA zapraszać będzie Stambuł. Za tę możliwość organizatorzy zapłacili 42 miliony dolarów. Obiecali więcej atrakcji, niż w stolicy Kataru, na razie jednak trzymają je w tajemnicy.

[ramka] [b]1/2 finału: [/b]

K. Clijsters (Belgia, 3) – S. Stosur (Australia, 5) 7:6 (7-3), 6:1

K. Woźniacka (Dania, 1) – W. Zwonariowa (Rosja, 2) 7:5, 6:0

[b]Finał: [/b]

Clijsters – Woźniacka 6:3, 5:7, 6:3

[srodtytul]Debel [/srodtytul]

[b]1/2 finału: [/b]

G. Dulko, F. Pennetta (Argentyna, Włochy) – V. King, J. Szwedowa (USA, Kazachstan) 6:4, 6:4

K. Peschke, K. Srebotnik (Czechy, Słowenia) – L. Raymond, R. Stubbs (USA, Australia) 7:6 (8-6), 6:3

[b]Finał: [/b]

Dulko, Pennetta – Peschke, Srebotnik 7:5, 6:4 [/ramka]

W najważniejszym meczu turnieju widać było, że grają dwie najlepsze (wśród zdrowych) tenisistki świata. Spotkanie nie zawiodło także tych, którzy lubią być zaskakiwani przez panie z rakietami. Wygrała ta, która o tenisie wie więcej i tę wiedzę potrafiła wykorzystać we właściwych momentach. Kim Clijsters to w tym roku mistrzyni najważniejszych meczów: grała rzadko, ale dotała do pięciu finałów i gdy już dotarła, to nie przegrała żadnego.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?