Polski debel wygrał pierwszy mecz w Masters

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski lepsi w Londynie od drugiej pary świata

Publikacja: 21.11.2011 03:06

Roger Federer broni w Londynie zwycięstwa wywalczonego przed rokiem. Sukces byłby tym cenniejszy, że

Roger Federer broni w Londynie zwycięstwa wywalczonego przed rokiem. Sukces byłby tym cenniejszy, że Szwajcar w tym sezonie nie wygrał żadnego turnieju wielko-szlemowego

Foto: AFP

Polacy pokonali Michaela Llodrę i Nenada Zimonjicia 6:4, 5:7, 11-9. W meczach tak dobrych deblistów decydują pojedyncze piłki i łut szczęścia – zwycięzcom szczęście sprzyjało, ale umiejętności też pomogły.

Widać było, że polska para gra z wiarą, nie peszą jej tytuły rywali i bagaż trzech tegorocznych porażek z Francuzem i Serbem. Połączenie spokoju Mariusza z dynamiką i odwagą Marcina dało w niedzielny wieczór doskonały efekt. Polacy przetrwali przełamania serwisu w pierwszym secie, porażkę w drugim i potrafili śmiało zaatakować w wydłużonym tie-breaku.

Normą takich meczów są szarpiące nerwy spięcia przy siatce, pikanterii dodaje decydująca piłka przy stanie 40-40 w gemie (nie ma gry na przewagi). Fyrstenberg i Matkowski grali po mistrzowsku właśnie wtedy – napięcie rosło, a Matkowski wyjmował z rękawa nieszablonowe pomysły na zdobycie punktu, jego partner dokładał zwycięski serwis lub świetny wolej.

Tie-break, jak cały mecz, nie oszczędził nerwów zaangażowanym widzom. Polacy prowadzili 3:0, ale zostali dogonieni i przegonieni (8:9), by wygrać po drugiej piłce meczowej. Zdobyli w sumie o kilka punktów mniej niż rywale, ale byli lepsi – to cała uroda tenisa. Po takich emocjach trochę żal, że gra podwójna jest w cieniu singla, bo w niedzielę w Londynie były dwie efektowne deblowe burze z wieloma piorunami. Daniel Nestor i Maks Mirny oraz Rohan Bopanna i Aisam-Ul-Haq Qureshi też zrobili dobrą promocje swej specjalności.

Kilkanaście tysięcy ludzi na trybunach, rodziny uczestników i gwiazdy futbolu w lożach honorowych, wielki błękit kortu i sporo dobrej gry, choć nie zawsze w jednym czasie – tak wyglądało spotkanie, które potwierdziło dobrą formę Rogera Federera i wciąż duże możliwości Jo-Wilfrieda Tsongi. Pięciokrotny mistrz zwyciężył z kandydatem na mistrza 6:2, 2:6, 6:4.

Grali w tym roku już siódmy raz, poprzednio tydzień temu w finale w hali Bercy. Wtedy też wygrał Federer i po tamtym sukcesie zaczęto głośno mówić, że pogodzi Djokovicia, Nadala i Murraya, że zostanie sześciokrotnym zwycięzcą Masters, poprawi dzierżony wspólnie z Pete'em Samprasem i Ivanem Lendlem rekord imprezy.

Szwajcar zagrał z Francuzem tak, żeby nikt nie zaprzeczył tym prognozom, ale także przypomniał w drugim secie, że jego tenisowe natchnienie miewa kaprysy, że solidny nacisk serwisowy i potężne forhendy mogą skruszyć najbardziej finezyjny plan gry. Tsonga z początku wyglądał na mocno zdezorientowanego przebiegiem wydarzeń, nie mógł się odnaleźć w zderzeniu z rozmiarami O2 Areny i doskonałością rywala. Potem było jednak tak, jak lubią miłośnicy tenisa: nagła zamiana ról. W decydującym secie to jednak Szwajcar zadał cios we właściwym momencie. W dziewiątym gemie wystarczyła chwila słabości Tsongi i już na tablicy ukazał się napis, że będą piłki meczowe. Pierwsza obroniona świetnym podaniem, druga już nie.

Trzygodzinny mecz Rafaela Nadala z Mardym Fishem wyjaśnił, że z Hiszpanem nie jest źle po długiej przerwie. Wygrał w trzech setach, chociaż wątpliwości, czy formy starczy na walkę o finał, pozostały.

Gra pojedyncza

Grupa B:

R. Federer (Szwajcaria, 4) – J. W. Tsonga (Francja, 6) 6:2, 2:6, 6:4;

R. Nadal (Hiszpania, 2) – M. Fish (USA, 8) 6:2, 3:6, 7:6 (7-3).

Debel

Grupa B:

D. Nestor, M. Mirny (Kanada, Białoruś, 3) – R. Bopanna, A. Qureshi (Indie, Pakistan, 5) 7:6 (7-2), 4:6, 11-9;

M. Fyrstenberg, M. Matkowski (Polska, 8) – M. Llodra, N. Zimonjić (Francja, Serbia, 2) 6:4, 5:7, 11-9.

DZIŚ GRAJĄ

13.15: M. Bhupathi, L. Paes (Indie, 4) – R. Lindstedt, H. Tecau (Szwecja, Rumunia, 6).

15: A. Murray (W. Brytania, 3) – D. Ferrer (Hiszpania, 5) (Polsat Sport Extra).

19.15: B. Bryan, M. Bryan (USA, 1) – J. Melzer, P. Petzschner (Austria, Niemcy, 7) (Polsat Sport Extra).

Polacy pokonali Michaela Llodrę i Nenada Zimonjicia 6:4, 5:7, 11-9. W meczach tak dobrych deblistów decydują pojedyncze piłki i łut szczęścia – zwycięzcom szczęście sprzyjało, ale umiejętności też pomogły.

Widać było, że polska para gra z wiarą, nie peszą jej tytuły rywali i bagaż trzech tegorocznych porażek z Francuzem i Serbem. Połączenie spokoju Mariusza z dynamiką i odwagą Marcina dało w niedzielny wieczór doskonały efekt. Polacy przetrwali przełamania serwisu w pierwszym secie, porażkę w drugim i potrafili śmiało zaatakować w wydłużonym tie-breaku.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?