Debel antywojenny

Indyjsko-pakistańska para robi dla zbliżenia obu krajów więcej niż Bollywood

Publikacja: 21.11.2011 03:08

Rohan Bopanna (z lewej) i Asaim-ul-Haq-Qureshi przegrali pierwszy mecz turnieju Masters z Maksem Mir

Rohan Bopanna (z lewej) i Asaim-ul-Haq-Qureshi przegrali pierwszy mecz turnieju Masters z Maksem Mirnym i Danielem Nestorem

Foto: AFP

Hindus Rohan Bopanna i Pakistańczyk Asaim-ul-Haq-Qureshi są wśród ośmiu najlepszych par deblowych świata – grają w Finale ATP Tour w Londynie. Ale ważniejsze, pozasportowe zwycięstwo odnieśli kilka tygodni temu.

Pakistan uzyskał właśnie tymczasowe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, w której zasiadają także Indie – zwaśnione mocarstwa nuklearne znalazły się w jednej drużynie. Przedstawiciel Indii przy ONZ zadzwonił z gratulacjami do swego pakistańskiego odpowiednika, a ten powiedział mediom: – Skoro Rohan Bopanna i Asaim Qureshi mogą grać po tej samej stronie siatki, my możemy zająć podobne pozycje w polityce.

Niemożliwe jest możliwe

Latem zeszłego roku obaj dyplomaci usiedli razem na trybunie, by obejrzeć finał US Open, w którym „indyjsko-pakistański ekspres" zmagał się z amerykańskimi braćmi Bobem i Mikem Bryanami. Azjaci przegrali 6: 7, 6: 7, ale udało im się niemożliwe – transmisję oglądały miliony widzów w Indiach i Pakistanie, od lat siadających przed telewizorami niemal wyłącznie podczas meczów krykieta. W tym sporcie rywalizacja obu krajów jest sprawą wagi państwowej, widowiskiem utrwalającym wzajemną niechęć.

Tymczasem Bopanna i Qureshi wyszli na kort w bluzach z napisem „Skończcie wojnę, zacznijcie tenis". Są laureatami kilku nagród pokojowych, a dochód ze sprzedaży pacyfistycznych koszulek i gadżetów przekazują fundacjom wspierającym ubogich i młodych sportowców. Zostali ambasadorami bezprecedensowej pokojowej kampanii.

Krykietowa wojna

Indie i Pakistan stoczyły cztery wojny, a niespełna dekadę temu groziły sobie użyciem broni atomowej. Napięcie dotyczy nie tylko spornej granicy w Kaszmirze, ale także wielu zamkniętych dróg i przejść granicznych. Wznowienie każdego połączenia autobusowego to wynik dyplomatycznych zabiegów, anonsowany z wielką pompą. Tuż po podziale Indii w 1947 r., gdy wybuchły krwawe zamieszki, Hindusi i Pakistańczycy wysyłali sobie upiorne ostrzeżenia – pociągi śmierci pełne pomordowanych. Teraz „indyjsko-pakistański ekspres" Bopanny i Qureshiego ma być symbolem nowych czasów.

Na podobne gesty nie decydują się jednak uwielbiani po obu stronach granicy krykieciści. Wzajemne wizyty narodowych drużyn oznaczają stan gotowości. Rośnie ryzyko zamachów, zamieszek. W Indiach źle widziana jest nawet sympatia wobec pakistańskich gwiazdorów, przekonali się o tym aktor Shahrukh Khan i krykiecista Sachin Tendulkar. Obaj po ciepłych słowach wobec sąsiadów musieli odpierać ataki nacjonalistów.

Bopanna i Qureshi poszli własną drogą. Ich kraje kochają sporty drużynowe, poza krykietem liczy się tam tylko piłka nożna i hokej na trawie. Sportowcami innych dyscyplin mało kto się interesuje – nie mogą liczyć na wsparcie, ale też nie są poddawani politycznej presji. Tenis ma fanów przede wszystkim w klasie średniej, której imponują prestiżowe nagrody i przychylność zagranicznych mediów.

Rohan Bopanna ma 31 lat i 190 cm wzrostu, to on uderza mocniej i napędza grę. Jest o 13 dni starszy i siedem centymetrów wyższy od Aisama Qureshi'ego, który energię partnera równoważy wyczuciem. Poza kortem jest podobnie: Bopanna to rozemocjonowany gaduła, dusza towarzystwa, lubiany przez innych tenisistów. Qureshi jest wcieleniem subtelności, waży każde słowo.

Poznali się 15 lat temu jako dobrze rokujący juniorzy. Na turnieje podróżowali osobno, ale na kolacje jadali to samo, przy stole Bopanna mówił w hindi, Qureshi w urdu i świetnie się rozumieli. Oddaleni od domów o tysiące kilometrów widzieli wyraźniej, ile mają wspólnego. Poza jednym: Qureshi kibicuje piłkarzom Liverpoolu, a Bopanna – Manchesterowi United.

Talent w genach

Obaj zaczęli grać późno. Bopanna, syn plantatora kawy, urodził się w Bangalurze na południu Indii. Ojciec naciskał, by zajął się sportem indywidualnym. Sprzedał kawał ziemi i wysłał syna do renomowanej akademii tenisa w Pune. Rohan miał wtedy 11 lat.

Qureshi pochodzi z zamożnej muzułmańskiej rodziny z Lahaur. Karierę zaczął jeszcze później, jako 13-latek, ale talent miał w genach. Dziadek zdobył tytuł mistrza Indii pod rządami Brytyjczyków, matka też nie miała sobie równych w pakistańskim tenisie. Chce wygrać podwójnie: wypromować tenis w Pakistanie i poprawić międzynarodowy wizerunek Pakistańczyków.

Przed Bopanną miał już na korcie nietypowego partnera – Izraelczyka Amira Haddada, z którym w 2002 r. grał na kortach Wimbledonu i w US Open. Pakistańska Federacja Tenisa groziła wówczas, że go wyrzuci. Qureshi się nie ugiął, rok później otrzymał pierwszą humanitarną nagrodę. Gdy po atakach 11 września lądował w Nowym Jorku czy Waszyngtonie, czekały go czterogodzinne kontrole.

Mecz na granicy

W grze pojedynczej obaj radzą sobie przeciętnie, mocni są tylko razem. Teraz wspólnie zabiegają o mecz swoich marzeń. Chcą go rozegrać na indyjsko-pakistańskiej granicy, przy jednym z nielicznych działających posterunków, w obecności prezydentów i premierów obu krajów. Sprawa się przeciąga, ustalenia trwają.

Tymczasem na granicy rozgrywa się inny spektakl. Co dzień o zachodzie słońca żołnierze obu armii paradują w galowych mundurach i wciągają na maszt narodowe flagi. Patrzą na siebie wyzywająco, demonstrują potęgę. A usadowieni na trybunach Hindusi i Pakistańczycy przekrzykują się jak kibice dwóch rywalizujących drużyn.

W tenisa gra się w ciszy. Może to jest dobry znak.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki p.wilk@rp.pl

Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?